poniedziałek, 10 października 2011

Koniec sezonu
















Zima. Pierwszy śnieg za oknem. Choć niektórym to w niczym nie przeszkadza, jednak dla znacznej części strzelców końcowe miesiące roku to chwile spędzone bez wiatrówki i bez strzelania. Oczekiwanie na wiosnę. Warto zadbać o karabin, żeby za parę miesięcy znów był jak nowy.
Od wiosny do jesieni, przez wiele miesięcy strzelanie z wiatrówki umilało nam czas. Czy to na zawodach, czy na działce ostrzeliwanie celów, takich czy innych, niezmiennie dostarczało nam rozrywki. Był to czas, gdy karabin był mniej lub bardziej eksploatowany. A wiadomo, że gdy czegoś się używa, to można tu obetrzeć, tam zarysować. Zużyć…
Wiatrówka to na ogół kawał żelastwa i drewna. Pomijając wynalazki w rodzaju Steyr LG 110 czy Wather Alutec, właściwie każdy karabinek jest podatny na rdzę, a drewno na uszkodzenia mechaniczne. Nawet jeśli ktoś nie jest estetą i uważa, że karabin ma strzelać, a nie wyglądać, to też powinien zadbać o to, by rdza nie pożarła jego ulubionej zabawki. Nietrudno o to. Bardzo łatwo.

Metal
Większość karabinków ma system i lufę wykonaną ze stali, najczęściej oksydowanej na czarno. Niekiedy zamiast oksydy całość jest malowana proszkowo, na przykład Daystate Mk 4. Żeby nie wiem, jak uważnie strzelać i jak dbać o karabin w trakcie sezonu, zawsze w końcu gdzieś się o coś uderzy albo zarysuje. Czy to oznacza bezpowrotne uszkodzenie powierzchni? Wcale nie.
Fabrycznie oksydę nakłada się na gorąco. Jest trwała, ale w końcu zejdzie. Jeśli ktoś ma możliwość położenia oksydy tak, jak to robią w fabryce, to tym lepiej. Trzeba tylko przygotować odpowiednio karabin, czyli zeszlifować starą warstwę i przygotować karabin do położenia nowej. Tylko zupełnie nie warto tego robić, żeby zamaskować jedną lub dwie rysy. Takie działania mają sens, gdy karabin był zaniedbywany przez bardzo długi czas i jest w naprawdę w złym stanie. Pojedyncze rysy naprawić można oksydą w płynie nakładaną na zimno. Buteleczka takiego specyfiku kosztuje od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych, roboty z tym jest niewiele, a efekt może być więcej niż zadowalający. Trzeba tylko uprzednio odtłuścić powierzchnię metalu. Wystarczy ją przetrzeć benzyną ekstrakcyjną. Koniecznie trzeba też pamiętać o tym, żeby nie wylewać oksydy bezpośrednio na lufę bądź system. Może to spowodować niepotrzebne przebarwienia i zacieki. Żeby dobrze położyć nową oksydę, trzeba wylać trochę płynu na bawełnianą szmatkę i delikatnie wcierać w powierzchnię metalu. Prawdopodobnie za pierwszym podejściem sztuka się nie uda i tylko rysę trochę przyciemnimy, ale po powtórzeniu czynności powinno już być tak, jak byśmy chcieli.
Jeśli system był malowany proszkowo, to mamy większy kłopot. Pozostanie nam udać się do sklepu z artykułami budowlanymi i kupić farbę do metalu o odpowiednim odcieniu. Albo pójść do sklepu modelarskiego, gdzie wybór kolorów farb będzie o wiele większy. Następnie trzeba odtłuścić powierzchnię, a w następnej kolejności cieniutkim pędzelkiem nanieść farbę wszędzie tam, gdzie były jakieś ubytki farby. Tą samą metodą można też poprawić wygląd lunety celowniczej, jeśli nieopatrznie „udało nam się” ją wcześniej zarysować.
Jeśli nie było żadnych zarysowań, to tym lepiej. Warto jednak dokładnie obejrzeć wszystkie metalowe części. Może być tak, że gdzieś pojawiają się zaczątki rdzy. Najlepiej więc odkręcić system od drewnianej osady i dokładnie obejrzeć całość, wszystkie zakamarki. Gdyby pojawiła się rdza, trzeba koniecznie zaopatrzyć się w jakiś płyn, który ją usunie. Świetnie sprawdza się w tej roli płyn Robla. Postępujemy podobnie jak z nanoszeniem oksydy – wylewamy odrobinę na bawełnianą szmatkę, po czym wycieramy tą szmatką ognisko rdzy. Aż do skutku. Po wszystkim warto naprawiane miejsce pooksydować lub pomalować.
Teraz można już całość pokryć oliwą do broni. Tworzy ona cieniutki film olejowy, dzięki czemu karabin jest bardziej odporny na wilgoć i pot. Warto dbać o to przez cały sezon, ale przed wsadzeniem karabinu do pokrowca na całą zimę można metalowe części posmarować obficiej. Pamiętać tylko trzeba na wiosnę o tym, żeby przetrzeć karabin bawełnianą szmatką przed pierwszym strzelaniem.

Drewno
Osady zwykle są orzechowe lub bukowe, choć coraz częściej pojawiają się różne egzotyczne gatunki drewna. Jedne są twarde, inne miękkie, ale każdą można uszkodzić.
Jeśli powstało tylko drobne zadrapanie, a osada nie była lakierowana tylko olejowana lub woskowana, to można taką rysę bardzo łatwo „wyciągnąć”. Potrzebne będą do tego nóż i kawałek pergaminu, ewentualnie kartka papieru. Ja używałem pergaminu do pieczenia, sprawdził się doskonale. Miejsce, gdzie powstała rysa, trzeba delikatnie zwilżyć wodą. Chwilę poczekać, w razie konieczności spuścić na to miejsce jeszcze jedną lub dwie krople wody i chwilkę poczekać. Następnie trzeba przyłożyć na to miejsce pergamin i poczekać, aż złapie wilgoć. Trwa to moment. W tym momencie przykładamy do kartki płaz noża uprzednio rozgrzanego nad piecem. Wysoka temperatura w połączeniu z wilgotnym pergaminem powodują, że drewno niejako wraca do pierwotnej formy sprzed uszkodzenia.
Można tą metodą usuwać drobne rysy i wgniecenia. Trzeba tylko uważać, żeby nie trzymać gorącego noża zbyt długo przyłożonego do drewna, bo można niepotrzebnie przypalić osadę. Nie zalecam tej metody także do drewna, które było lakierowane, lakier bardzo łatwo jest w ten sposób odbarwić i co prawda uszkodzenie zniknie, ale pojawi się brzydka plama.
Niestety, na uszkodzenia większej powierzchni i takie, gdzie doszło do poszarpania brzegów drewna, metoda gorącego noża nie działa. Nie pozostaje nic innego, jak wziąć papier ścierny i spolerować wszystkie uszkodzenia. Można też posiłkować się szpachlą do drewna, którą uzupełni się większe ubytki. Wiąże się to jednak z tym, że po polerowaniu trzeba będzie na powrót zabezpieczyć osadę przed wilgocią i brudem. Można to zrobić na dwa sposoby.
Pierwszy jest bardzo prosty, i choć mało elegancki, to za to bardzo skuteczny. Trzeba kupić lakier do drewna i całość dokładnie pomalować. Lepiej sprawdzą się dwie czy trzy cieniutkie warstwy niż jedna gruba. Jeśli odczeka się dwa – trzy dni między kładzeniem poszczególnych warstw lakieru, najprawdopodobniej uda się uniknąć podczas malowania powstawania niepotrzebnych i niemiłych dla oka zacieków.
Druga metoda jest o wiele bardziej pracowita, ale i osada później wygląda o wiele efektowniej. Olejowana osada jest o wiele piękniejsza niż lakierowana, olej dodatkowo eksponuje rysunek słoi. Nawet bukowa i wydawałoby się nieciekawa osada może po olejowaniu wyglądać naprawdę pięknie.
Do olejowania służą różne specyfiki, najczęściej dość drogie. Cały proces polega na wcieraniu oleju w drewno, polerowaniu dłonią lub cienką szmatką bawełnianą, czekanie na wyschnięcie i ponownym pokrywaniu olejem. Kolejne warstwy trzeba kłaść tak długo, jak tylko drewno będzie piło olej. Kiedy zauważymy, że następne warstwy już nie wsiąkają w drewno, można uznać, że proces został zakończony. Może to trwać kilka tygodni, warstw może być kilkadziesiąt, ale warto się tym zająć w długie zimowe wieczory. Na wiosnę karabin będzie jak nowy albo nawet piękniejszy.

Przechowywanie
Dobrze – wiatrówka została wyczyszczona, odnowiona, zakonserwowana. I co dalej? Najgorsze, co można teraz zrobić, to powiesić ją na jakimś haku w ciemnej i wilgotnej piwnicy. Cała praca mogłaby pójść na marne.
Różnie można przechowywać wiatrówkę. Jedno jest pewne – nie wolno przechowywać wiatrówki załadowanej. Obojętne, czy to wiatrówka sprężynowa czy PCP – śrut nie może być w lufie i basta. Choćby dlatego, że na wiosnę można już nie pamiętać o tym, że tam był, a o nieszczęście bardzo łatwo. Poza tym sprężyna tłoka czy sprężyna zbijaka, pozostaje napięta przez kilka miesięcy i z pewnością się odkształci a karabin na wiosnę nie będzie strzelał z taką samą energią, co na jesieni.
Lufa pusta, sprężyna zwolniona. Jeśli jest to karabin PCP to warto załadować kartusz z powietrzem tak gdzieś do 130–140 barów. Ciśnienie będzie dostatecznie duże, żeby żaden o-ring się z nudów nie odkształcił, a jednocześnie dalekie od maksymalnego ciśnienia przewidzianego dla danego kartusza. Warto co jakiś czas sprawdzać, czy powietrze z kartusza nie uchodzi. Jeśli tak, to korzystając z wolnego czasu można pokusić się o własnoręczną wymianę o-ringów, a jeśli ktoś nie czuje się na siłach i nie ufa własnym umiejętnościom i wiedzy technicznej, to jest czas na wysłanie karabinka do serwisu.
Karabin można powiesić na ścianie, jeśli chcemy cieszyć nim oko przy każdej okazji. Warto tylko co jakiś czas przetrzeć go z kurzu, który wyjątkowo lubi osadzać się na olejowanych i nasmarowanych powierzchniach. Lepiej więc wsadzić karabin do pokrowca lub sztywnego futerału, ewentualnie do fabrycznego kartonu, a następnie umieścić gdzieś w suchym i wolnym od przeciągów miejscu. Może to być pod szafą lub na szafie, pod łóżkiem – obojętne. Ważne, by było to takie miejsce, gdzie karabin będzie bezpieczny.

Na koniec
Co jeszcze warto zrobić przed rozpoczęciem kolejnego sezonu strzeleckiego? Można na przykład wyczyścić dokładnie lufę.
Różne są co prawda na ten temat opinie. Jedna głosi, że lufy w wiatrówce nie warto czyścić, bo cały proces dopasowywania się do konkretnego rodzaju śrutu idzie w niepamięć. Inna zaś, wprost przeciwnie – mówi
o czyszczeniu lufy po każdym treningu. Ja to robię raz do roku, właśnie na koniec sezonu.
Metod jest kilka. Można zaopatrzyć się w przecieraki filcowe w kalibrze odpowiadającym naszej wiatrówce. Pierwszy z nich warto zwilżyć jakimś olejkiem do broni lub płynem do czyszczenia luf, wsadzić i wystrzelić. Potem kilka puścić na sucho, a w miarę potrzeby czynność powtórzyć. Kiedy wiadomo, że trzeba powtórzyć? Właśnie to jest problem z przecierakami, że zwykle lecą niewiadomo gdzie i trzeba ich potem szukać, żeby sprawdzić, czy osadza się na nich jeszcze jakiś brud z lufy czy już nie. Warto o tym pamiętać. A także o tym, że taki przecierak potrafi przeciąć materiał, więc lepiej nie strzelać w ukochaną poduszkę żony, bo się można nieprzyjemnie zdziwić.
Inną metodą jest wsadzenie do lufy, od strony wylotu grubej żyłki i przepchnięcie jej aż do końca, do portu ładowania. Następnie trzeba zahaczyć o nią cienką bawełnianą szmatkę i wyciągnąć żyłkę, w tym samy kierunku w jakim śrut opuszcza lufę. Także i tu warto pierwsze przeciągnięcie zrobić szmatką zwilżoną płynem do czyszczenia luf. Na rynku dostępna jest „magiczna saszetka” firmy Napier, w której można znaleźć płyn do czyszczenia, kilkanaście przyciętych szmatek i wycior w postaci drutu w plastikowej osnowie, który działa identycznie jak wspomniana wcześniej żyłka. Z tą różnicą, że z jednej strony zakończony jest wygodną rączką do ciągnięcia.

Strzelanie na mrozie?
Ależ tak, to możliwe. Cały tekst do tej pory traktował o tym, co zrobić, żeby przeżyć jakoś miesiące zimowe z dala od wiatrówki. A przecież można też strzelać, z tym że po każdym strzelaniu trzeba koniecznie zadbać o karabin.
Latem różnice temperatur nie stanowią żadnego problemu. Nawet jeśli w domu mamy około 18-19 stopni, a na dworze panują upały sięgającego stopni 30, to nie grozi nam szron na karabinku. A co się dzieje zimą? Strzelamy w chłodzie, często na mrozie. Metalowe elementy karabinka są bardzo zimne. Kończymy, wsadzamy karabin do pokrowca i wracamy do domu. Odkładamy pokrowiec wraz z zawartością do szafy? Absolutnie nie.
Najdalej po kilku dniach karabin byłby rudy od rdzy. Zimny metal pozostawiony w pokrowcu w ciepłym pomieszczeniu natychmiast złapie wilgoć. Dlatego po powrocie do domu trzeba wyjąć karabin z pokrowca i postawić na kilka godzin w suchym miejscu. Pokrowiec lub futerał rozkładamy na podłodze i dokładnie wietrzymy.
W tym czasie można iść się wykąpać w wannie z ciepłą wodą albo zaparzyć sobie gorącej herbaty z miodem
i samemu odtajać. Po kilku godzinach wycieramy wiatrówkę do sucha, smarujemy oliwą do broni i dopiero po tym można odłożyć ją z powrotem do pokrowca. O ile wysechł.
Warto też zadbać o optykę. O ile latem grozi nam co najwyżej zakurzenie szkieł lunety lub zachlapanie deszczem, o tyle zimą każdorazowe przejście z zimna do ciepłego pomieszczenia powoduje, że szkła pokrywają się mgłą. Trzeba odczekać, aż wyschnie. Czasem jednak pojawiają się na powierzchni szkieł nieładne zacieki, które dodatkowo pogarszają obraz.
W takim wypadku koniecznym będzie wytarcie ich i wyczyszczenie specjalnym płynem do optyki, świetnie sprawdzają się specyfiki przeznaczone do lunet, ale wcale nie gorsze będą preparaty zalecane w fotografii do czyszczenia obiektywów aparatów czy też płyn do czyszczenia szkieł w lornetkach. Ważne jest tylko, żeby szybko parował i nie pozostawiał smug na szkle.
Czy to sztucer, czy wiatrówka, karabin jest swego rodzaju wizytówką strzelca. Jeśli dodatkowo będzie zadbany, to wystawia jak najlepsze świadectwo swojemu właścicielowi. Zimowe miesiące warto poświęcić na to, żeby wiosną nasza wiatrówka znów sprawiała nam wiele radości.
 

Przegląd Strzelecki "Arsenał", grudzień 2009