wtorek, 15 listopada 2011

Norica. Made in UE




















Norica. Hiszpańska firma, której tradycje sięgają początków dwudziestego wieku, za kilka lat będzie obchodziła setną rocznicę urodzin. To nie jedyny powód do zadowolenia. Innym jest uznanie na wielu rynkach, tym w Polsce. Wiatrówki Norica cieszą się sporym uznaniem i znajdują wielu sympatyków. Nic dziwnego, proste, ale solidnie wykonane konstrukcje mogą się podobać, a co najważniejsze, oferta jest bardzo szeroka i niemal każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

Kiedy na forum poświęconym wiatrówkom pojawia się pytanie, jaką wiatrówkę kupić, żeby była dobra i tania wiele osób w bezsilnej złości zaciska zęby. Po pierwsze, takich pytań pojawiły się już setki, jeśli nie tysiące. Ile można pisać to samo? Co gorsza, nie ma na to pytanie jednoznacznie dobrej odpowiedzi. Między innymi zresztą, że właściwie nie istnieje taka wiatrówka. Coś, co jest tanie, nie może być bardzo dobre. Coś, co jest wspaniałe, nie będzie kosztować kilka złotych. Dylemat, pytania bez odpowiedzi. Niemal zawsze pojawiają się sugestie, by kupić wiatrówkę firmy Weihrauch, bo choć kosztuje trochę więcej, to z pewnością jest celna i długo posłuży. Czasem pojawia się podpowiedź, by zainteresować się produktami Gamo albo Diany. Niemal zawsze pojawiają się przestrogi przed wiatrówkami chińskiej produkcji, co zresztą jest o tyle ciekawe, że tańsze produkty Diany właśnie tam są wytwarzane. 

Czasem, choć trzeba przyznać, że rzadko pojawia się rada, aby kupić wiatrówkę Norica. Przemawiać ma za tym piękno linii, wysoka energia strzału, jakość zdecydowanie lepsza niż tanich chińskich produktów, a na koniec cena – częstokroć niższa niż u konkurencji. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej ofercie.

Jedenaście hiszpanek
Z oferty polskiego dystrybutora Norici, firmy Incorsa wybrałem jedenaście wiatrówek. Nie jest to pełna oferta. Wybór może wydawać się dość przypadkowy, zapewniam jednak, że taki nie jest. Wśród tych jedenastu modeli są najtańsze oraz te, które uznano za najlepsze lub najpiękniejsze i trochę tak zwanej oferty ze środka stawki. Co je łączy? Wszystkie zostały wyprodukowane w Hiszpanii, na żadnej nie znalazłem napisu „made in China”. Wszystkie wykonano przynajmniej poprawnie. Elementy drewniane są zrobione z drewna bukowego wysokiej klasy, części metalowe to rzadko blacha. Niestety, jak to często bywa, jest też w nich mniej lub więcej elementów plastikowych, jednak materiału tego użyto mądrze tam, gdzie nie ma dużego ryzyka, że z czasem coś się złamie i negatywnie wpłynie na komfort czy bezpieczeństwo strzelania. 

Wszystkie wiatrówki pakowane są tak samo, w tekturowe pudła z czarnymi lub kolorowymi nadrukami, dodatkowo unieruchomione w środku kawałkiem tektury. Niektóre wiatrówki były też w środku owinięte folią, w każdym pudełku znajdowało się etui z instrukcją obsługi. Trzeba przyznać, że nie jest to jakiś wysokich lotów sposób zabezpieczenia karabinka na czas transportu, ale zwykle wystarczający, by karabin w stanie nienaruszonym dowieźć do domu klienta. Później jednak koniecznie trzeba zaopatrzyć się w jakiś futerał lub pokrowiec na wiatrówkę, tekturowe pudło długo nie wytrzyma. 

A co wybrane wiatrówki dzieli, różni między sobą? O tym właśnie jest ta opowieść...

Norica Marvic Gold
Zacznę od mojej ulubionej, z powodów czysto sentymentalnych. Gdy wiatrówki stały się w Polsce bardziej dostępne i pojawiły się na rynku obok Slavii i Baikala także inne marki, Marvic był moim faworytem jeśli chodzi o urodę. 

Długa lufa, długi system. Drewniana, bukowa, smukła osada z wyraźnie zaakcentowaną baką. Karabin jest bardzo zgrabny. Ma tradycyjny system, łamaną lufę. 

Do złamania lufy trzeba włożyć nie lada siłę, karabin z pewnością ledwie mieści się w limicie energii wylotowej pocisku na poziomie 17 J, bez kłopotu można też wymieniając sprężynę tę energię podnieść do 23–25 J. Oczywiście taka wiatrówka wymaga już rejestracji. 

Marvic ma mocną sprężynę. Charakteryzuje się ona tą szczególną cechą, że po kilkuset, najwyżej tysiącu strzałów zwykle trochę siada, a energia spada. Za to potem utrzymuje stały poziom przez bardzo długi czas, często wiele lat. 

Lufa i system są oksydowane na głęboką czerń, podobnie jak we wszystkich pozostałych karabinkach. Oksyda jest dość trwała, odporna na zarysowania, jednak trzeba uważać i nie dopuścić do tego, by osadzała się na niej wilgoć. Szybko wówczas karabin pokrywa się rdzawym nalotem, z którym da się walczyć i wygrać, ale szkoda na to czasu i nerwów. Lepiej po każdym strzelaniu przetrzeć karabin do sucha i posmarować jakimś olejkiem do broni. 

Osada jest lakierowana. Trzyma się karabin bardzo wygodnie. Otwarte przyrządy celownicze to niemal klasyka gatunku – muszka i szczerbinka TruGlo, szczerbinka regulowana w dwóch płaszczyznach. 

Regulowany jest także spust, choć w dość ograniczonym zakresie i od razu trzeba wspomnieć, że spustem matchowym to on nigdy nie będzie. Owszem, trzeba włożyć trochę siły, żeby go ściągnąć. Trzeba też się liczyć z tym, że kultura pracy nie jest na poziomie karabinków, takich jak AirArms Prosport czy Weihrauch HW 97 K – Marvic kopie. Można się do tego przyzwyczaić, można z niego celnie strzelać, ale na początku ramię może trochę boleć. 

Swego czasu dostępne były na rynku przerobione karabinki. Karabinki które przyjechały do Polski miały lufy rysowane (przez wysokiej klasy rzemieślnika). Do dziś wielu użytkowników tych wiatrówek twierdzi, że fabryczny gwint nie umywa się do tamtej ręcznej roboty i że Marvic „rysowanka” był bardzo celny. 

Karabin wyposażony jest w szynę pod montaż standardowy o szerokości 11 mm. Dodatkowo na końcu znajduje się ogranicznik, bardzo ważny element wyposażenia, dzięki niemu luneta na montażu nie powinna się przesuwać. Tak czy inaczej, jednak lepiej montować karabin na dobrym montażu jednoczęściowym z kołkiem stopującym (w systemie są odpowiednie otwory pod kołek), luneta będzie stała jak zamurowana. I jeszcze jedna uwaga – nie zaleca się montowania tanich lunet o niskiej wytrzymałości. Taki celownik prędzej czy później rozsypie się na Marvicu.

Norica Marvic Style
Właściwie można by tu przytoczyć wszystko to, co wcześniej pisałem o Marvic Gold. Jest jednak coś, co różni te karabinki – to wygląd. O ile Marvic Gold ma klasyczną urodę czarnolufowej wiatrówki w drewnianej osadzie, tak Style wygląda jak piękniś prosto z żurnala. Srebrna, niklowana lufa, osada zrobiona z laminatu bukowego, barwionego na różne odcienie drewna, od niemal różowego do orzecha. Trochę mnie tu rażą czarne dodatki, jak ogranicznik montażu, muszka czy szczerbinka, ale może właśnie na tym polega urok tej wiatrówki? 

Podobnie jak Marvic Gold, tak i tu mamy bezpiecznik. To dźwignia umieszczona przed spustem, przed strzałem trzeba ją pchnąć palcem wskazującym do przodu i można strzelać. Bardzo mi się podoba, że działa w obie strony, czyli po odblokowaniu można znów zabezpieczyć wiatrówkę, ściągając bezpiecznik do siebie. Oczywiście nie zaleca się trzymania przez dłuższy czas napiętej sprężyny karabinka, ale zdarzają się sytuacje, gdy trzeba zabezpieczyć wiatrówkę i tu mamy taką możliwość.

Norica Storm
Jak można poprawić całkiem udany produkt? Skoro strzela i robi to dobrze, to z pewnością nie warto psuć. Inżynierowie wpadli więc na szatański pomysł i wsadzili system od Marvica w nową osadę, dodali coś na kształt tłumika, odświeżyli wygląd i proszę – nowa konstrukcja. Jeśli komuś jakimś cudem Marvic się nie spodobał, to Storm powinien trafić w jego gust. Ładne, eleganckie ryflowania na osadzie, jeszcze wygodniejszy chwyt z wyżłobieniem na kciuk na grzbiecie chwytu. Atrapa tłumika (ładnie wygląda, ale nie tłumi odgłosu strzału) z zamocowaną na nim muszką dodaje mu lekko taktycznego wyglądu. 

Poza tym wszystko to samo. Na dobrą sprawę, jeśli ktoś by chciał, to bez kłopotu może przełożyć do swojego starego Marvica osadę od Storma i będzie miał jeszcze ładniejszy karabin, o tyle niepowtarzalny, że bez atrapy tłumika na końcu. 

Nie poprawiono kultury pracy. System jest ten sam i pracuje tak samo, tu cud się nie zdarzył. Jednak skutki kopnięcia sprężyny są dodatkowo amortyzowane dzięki ażurowej, miękkiej stopce kolby. Storm to ciekawa wiatrówka, szkoda tylko, że droższa od Marvica.

Norica Quick
Swego czasu obiekt pożądania, dziś już trochę leciwa konstrukcja, ale wciąż godna rozważenia przy podejmowaniu decyzji o zakupie wiatrówki. Jedna z dwóch wiatrówek firmy Norica ze stałą lufą z naciągiem dolnym, jakie obecnie znajdują się w sprzedaży. 

Drewniana osada, tradycyjnie wykonana z buku i lakierowana. Ma linię trochę bardziej toporną niż w Marviku, ale też może się podobać, a przede wszystkim jest bardzo wygodna. Złożenie się do strzału przy korzystaniu z otwartych przyrządów celowniczych jest bardzo łatwe i przyjemne. Gorzej z lunetą, bo baka okazuje się być trochę za niska, należy montować lunetę na jak najniższym montażu. Również polecam jednoczęściowy, a luneta im bardziej będzie pancerna, tym lepiej. Dźwignia ładowania chodzi płynnie i bez zacięć, ładowanie jest bardzo wygodne. 

W ramach troski o bezpieczeństwo mamy tu specjalny port ładowania, odchylaną na bok komorę. Śrut umieszcza się bezpośrednio w lufie, zamyka port i gotowe – po odbezpieczeniu można strzelać. Nie ma żadnych ruchomych elementów, takich jak tłok, które mogłyby nam wyrządzić krzywdę podczas ładowania śrutu do lufy. 

Karabin jest podobnie celny jak Marvic. Trzeba się tylko do niego przyzwyczaić, okiełznać szarpnięcie, przyzwyczaić do dość twardego spustu. Z pewnością nie są to karabinki przeznaczone do startów w zawodach FT czy HFT, ale do rekreacyjnego strzelania nadają się znakomicie. Warto też dodać, że jeśli ktoś chce się mieć lżejszą wiatrówkę i trochę tańszą, to bliźniaczą konstrukcją do Quick jest Norica Dream Hunter – praktycznie to samo, tylko w polimerowej osadzie.

Norica Dragon i pociotki
Tak jak Marvic Gold był podstawą dla takich konstrukcji jak Marvic Style czy Storm, tak Dragon jest protoplastą całkiem sporej rodzinki. Mamy tu Dragona, Dragona Special, Dragona Camo, a także Dream Rider. 

Dragon ma drewnianą – oczywiście bukową osadę, lakierowaną na półmat. Czarny system, czarna lufa, oksydowane na głęboką czerń, bardzo błyszczące. Podobnie jak w Marvicu także i tu mamy bezpiecznik w formie przełącznika przed spustem (który jednak chowa się głębiej i trudniej jest z powrotem zabezpieczyć wiatrówkę), mamy przyrządy celownicze TruGlo. Na dobrą sprawę to taki troszkę mniejszy, troszkę słabszy Marvic, wiatrówka o mniejszej energii początkowej pocisku. 


Dragon Special to z kolei wiatrówka z polimerową osadą z malowaniem imitującym orzech włoski oraz niklowanym systemem i lufą. Przyznam się, że nie lubię srebrnych wiatrówek, jestem w tym względzie tradycjonalistą, także nie podobają mi się standardowe czarne dodatki, takie jak muszka, czy szczerbinka w połączeniu z niklowanym systemem. Wielu się takie zestawienie podoba, ale na szczęście nie wszyscy mają taki sam gust. 

Dream Rider to lekko taktyczna wersja Dragona, w czarnej polimerowej osadzie i z atrapą tłumika na lufie. 

Strzelają wszystkie podobnie – trochę twardy spust, szarpnięcie sprężyny, całkiem dobra lufa – to zestawienie, które wymaga od strzelca uwagi i powtarzalności chwytu. Za to po nabraniu wprawy trafianie w cel wielkości kapsla na trzydzieści czy nawet pięćdziesiąt metrów nie jest żadnym osiągnięciem. Tym bardziej, że jak w każdej wiatrówce Norica mamy możliwość zamontowania lunety.

Maluchy
Nie każda Norica jest pełnokrwistą, wierzgającą bestią. Są też modele skierowane do młodszych strzelców, którzy nie mają dość siły, by naciągać bardzo mocną sprężynę i brakuje im dość samozaparcia, by bawiło ich silne uderzenie w ramię podczas strzelania. Dla nich są przeznaczone aż cztery modele. Krono, Titan, Sport i Model 56 to wiatrówki stosunkowo lekkie, składne, o niskiej energii strzału. Szczególnie lekki jest Titan, który ma osadę wykonaną z polimeru oraz Model 56, bardzo krótka wiatrówka przeznaczona dla młodzieży.

Podsumowanie
Nie są to wszystkie modele z szerokiej oferty Norica. W jednym z najbliższych numerów Arsenału spróbuję przedstawić model Massimo, bardzo ciekawą konstrukcję wyglądającą jak myśliwski sztucer, a może... strzelba? 

W każdym razie nie przypomina wiatrówki, choć strzela śrutem diabolo. Nie wspomniałem też o nowych konstrukcjach, modelu Goliath, występującym w kilku wariantach kolorystycznych i z różnych wyposażeniem dodatkowym, wiatrówce przypominającej bardziej broń oddziałów specjalnych, a nie zabawkę do strzelania na działce. Na dobrą sprawę nie wspomniałem też o kilku mniej popularnych wersjach wymienionych w tekście karabinków. Jednak nie chodziło mi o to, żeby pokazać i dokładnie przetestować, a następnie opisać ze szczegółami każdą z nich. Norici mają bowiem wspólny mianownik – to sprzęt godny zaufania. 

Owszem, mogłyby mieć lepszy spust, regulowany w szerszym zakresie. Z pewnością lufy Lothara Walthera lepiej by wyglądały na reklamach czy w katalogach. Kultura pracy pozostawia pewien niedosyt. Warto jednak podkreślić, że za kilkaset, maksymalnie tysiąc złotych z małym okładem kupujemy wiatrówkę, na której można polegać, która nie rozpadnie się w czasie strzelania, która posłuży nam długi czas. 


Przegląd Strzelecki "Arsenał", marzec 2010

czwartek, 10 listopada 2011

Międzynarodówka












W 1923 r. austriacki emigrant Alexander F. Stoeger otworzył w Nowym Jorku sklep z bronią. Początkowo sprowadzał na amerykański rynek niemieckie Lugery i Mausery. Z czasem firma urosła. W 1999 r. spółka Stoeger została przejęta przez fińskie Sako. Te z kolei już rok później zostało wchłonięte przez włoską Berettę. Beretta obecnie jest częścią składową włoskiej grupy Benelli. Przypomnijmy: Austria, Finlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone i Włochy. Jakby tego wszystkiego było mało, od niedawna można kupić sygnowane znakiem Stoeger wiatrówki wyprodukowane w… Chinach. Dostępne są także w Polsce.

Globalizacja dosięga nas wszędzie. Telefon komórkowy amerykańskiej Motoroli rzadko kiedy pochodzi z USA. Bardziej prawdopodobne, że miejscem jego wyprodukowania będą Chiny, Tajwan lub Filipiny. Chińskie buty Nike czy Adidasa nikogo już nie dziwią. Z taniej siły roboczej korzysta, kto może. Czy to źle? Jeśli produkt spełnia wszystkie normy i jego jakość nie pozostawia nic do życzenia, to chyba nie ma problemu. 

Wiatrówka ma strzelać? Z pewnością. Ma być niezawodna? Najlepiej gdy tak jest. Ma być piękna? Cóż, o gustach się podobno nie dyskutuje. Czego należy się spodziewać po chińsko-włoskich wiatrówkach Stoeger? Do momentu rozpoczęcia testów wiedziałem o tej firmie tylko tyle, że na polskim rynku są trzy modele (X 5, X 10 i X 20) w dwóch różnych rodzajach osady – plastikowej i drewnianej. Na potrzeby testu otrzymałem X 20 z łożem drewnianym. 

Wygląd
Wiatrówka przyszła do redakcji w opakowaniu zastępczym, więc trudno mi powiedzieć coś więcej na temat fabrycznego zabezpieczenia na czas transportu. 

Po wyjęciu karabinu miałem… No cóż. Raczej mieszane uczucia. Z jednej strony wiatrówka jest ładna, a z drugiej na każdym kroku widać jakieś niedoróbki. Jakie? Nieoszlifowane otwory w osadzie na śruby mocujące, wyszczerbienia w drewnie przy kostce mocującej lufę. Niezbyt pięknie wykonany odlew nakładki na lufę imitującej – no właśnie, co? Tłumik? Wyszczerbiona uszczelka w porcie ładowania. Spust, będący niczym innym jak kawałkiem powyginanej blachy, przywodził na myśl wiatrówki serii Lider czy BMK i to te z niższej półki. 

Z drugiej strony jednak drewno było o wiele ładniejsze niż używane w najtańszych chińskich produkcjach. System nie sprawiał wrażenia wykonanego z blachy, spust był osłonięty dość estetycznie wykonaną osłona. Co prawda z plastiku, ale właściwie komu to przeszkadza?

W dodatku spust ma śrubę regulacyjna, którą według instrukcji można regulować długość drugiego stopnia spustu. Ale chyba źle zrozumiałem słowo pisane, bo jakkolwiek bym kręcił, to spust ściągał się tak samo. 

Co mi się jeszcze nie spodobało? Przyrządy celownicze. Dlaczego wszyscy producenci uparli się, żeby do tańszych, budżetowych wiatrówek na siłę instalować przyrządy oparte na systemie Tru-glo? Zupełnie nie wiem, czemu to ma służyć. Przecież i tak nikt nie będzie polował we mgle z wiatrówki na łosie. A każdy cel mniejszy od łosia zostanie przesłonięty przez wielką czerwoną kropkę zamiast muszki. No dobrze, trochę przesadzam, ale znów nie tak bardzo. Sądzę jednak, że w pogoni za klientem ignoruje się jego prawdziwe potrzeby, stawiając na rozwiązania tyleż efektowne i kolorowe, co pozbawione sensu. W zupełności wystarczyłaby zwyczajna muszka i szczerbinka.

Moje wątpliwości budzi też bezpiecznik. Od razu muszę powiedzieć, że działa i to skutecznie. Co więcej, po odbezpieczeniu można karabin na powrót zabezpieczyć, co nie w każdej wiatrówce można zrobić. Obawy moje budzi fakt, że bezpiecznik jest wykonany z plastiku. Czy to się nie złamie? A co jak się uszkodzi? Wolałbym, żeby nikt nie oszczędzał akurat na tym elemencie. 

Logo Stoeger wybite na bokach osady powinno być jakoś inaczej rzeźbione. Zaczernione brzegi zdają się wskazywać na to, że było to wypalane albo może raczej wyryte już po pomalowaniu osady lakierem i frezarka wypaliła trochę lakieru. 

Tak marudzę i marudzę, a czy coś mi się spodobało? Tak. Po pierwsze drewno. Trudno mi powiedzieć, z czego została wykonana osada. Pewnie z buku, ale układ słoi był bardzo ciekawy, do tego stopnia, że uwierzyłbym w jakąś nietypową odmianę orzecha. Ryflowanie na chwycie było dokładnie tam, gdzie trzeba, a do jakości jego wykonania nie mam żadnych zastrzeżeń. A co najważniejsze – osada nie jest lakierowana błyszczącym lakierem, nie ma żadnych zacieków. Osada jest bardzo miła w dotyku, jakby aksamitna i trzyma się ją bardzo przyjemnie. 

Karabin jest lekki, składny. Ma jest dość niską bakę. O ile wygodnie sie strzela z przyrządów otwartych – na tyle, na ile pozwala na to system Tru-glo – o tyle w przypadku zamontowania optyki zaczyna trochę brakować podparcia pod policzkiem. 

Szyna pod montaż ma 11 mm. Frezy są równe i prawidłowo poprowadzone, zamontowanie na nich montażu z lunetą nie nastręcza żadnych kłopotów, a luneta będzie zamontowana wzdłuż osi lufy, co nie zawsze pojawia się w tanich chińskich produkcjach.

Baka – może i za niska, ale za to jest ambi, czyli zarówno dla osób praworęcznych, jak i leworęcznych. Można powiedzieć dla każdego, to znaczy dla nikogo, ale w tym przypadku zapiszę to na plus. Karabin świetnie sprawdzi się podczas strzelania przy grillu i kiełbaskach, a w towarzystwie zawsze znajdzie się mańkut, który w przypadku wiatrówek z wyraźnie praworęczną osadą poczuje się dyskryminowany.

I na koniec – spodobało mi się to, że nikt nie ukrywa kraju pochodzenia. Oprócz logo Stoeger, mamy też napis na kostce „made In China”. Co wcale nie koniecznie musi być powodem do wstydu.

Strzelanie
Jak już wspomniałem, karabin ma niską bakę, więc z lunetą trochę niewygodnie mi się składało do strzału. Co nie znaczy, że nie można się przyzwyczaić. Luneta o małej średnicy obiektywu na niskim montażu będzie dobrym wyborem. Zwykle też wąskie lunety z małymi powiększeniami są bardziej wytrzymałe, co bardzo się przyda. 

Karabin kopie podczas strzału. To typowe w przypadku wiatrówek sprężynowych. Kopnięcie jest mocne, krótkie, a strzał bardzo szybki. Po kilkudziesięciu strzałach trochę boli ramię, ale kładę to na karb przyzwyczajenia do PCP, gdzie nie ma odrzutu. Co ciekawe, wiatrówka jest całkiem celna. Na 20 m bez kłopotu można trafić w cel o średnicy 1 cm. Za każdym razem. Na 50 metrów bardzo powtarzalnie trafiałem w kapsle po butelkach PET. Oczywiście z lunetą. Bez lunety muszka Tru-glo przesłania cel tej wielkości na takim dystansie.

Z ciekawości sprawdziłem prędkość wylotową śrutu i ze zdziwienia musiałem go kilkukrotnie powtórzyć. Wiatrówka strzelała z prędkością 256 m/s. Wahania prędkości? Około 5 m/s. To świetny wynik, jak na tę klasę sprzętu i jego cenę. Po oddaniu około 1500 strzałów wartości te nieznacznie spadły, do około 250 m/s. Jednym słowem karabin z trudem mieścił się w limicie 17 J. 

Z jednej strony to dobrze. Pocisk ma większą energię. Dłużej leci płasko, łatwiej z niego strzelać na większe odległości. Z drugiej jednak nie jest to topowy sprzęt z najwyżej półki. Pod względem kultury pracy tłoka i reszty mechanizmów karabin nie ma się za bardzo czym pochwalić. Mocne kopnięcie może szybko zniszczyć zamontowaną lunetę. Sugerowałbym montowanie lunet na jednoczęściowym montażu małych, z małym powiększeniem i najlepiej o stałym powiększeniu. Taka luneta najdłużej wytrzyma na tak wierzgającym karabinku.

Podsumowanie
Jak zawsze najważniejszym pozostaje pytanie, dla kogo taka wiatrówka jest przeznaczona i kto powinien ja kupić. Niełatwo znaleźć odpowiedź. 

Karabin jest wykonany dość estetycznie jak na to, do czego przyzwyczaiły nas inne chińskie produkcje. Ale aż się roi od niedoróbek. Zagorzali esteci powinni go omijać z daleka. Podobnie jak ortodoksyjni poszukiwacze wiatrówek o wysokiej kulturze pracy. Stoeger kopie, ma twardy spust i trzeba by włożyć sporo pracy, żeby to poprawić. 

Jednocześnie po przyzwyczajeniu się do pracy spustu i kopnięcia, można ze Stoegera całkiem celnie strzelać.  
Chyba jednak przesadziłem używając słowa tania. Stoeger kosztuje ponad 1000 zł. Jeśli dysponujemy takimi pieniędzmi, mamy już całkiem duży wybór wiatrówek, poczynając od bardzo mocnej i dość celnej Norici Marvic Gold, po wyroby niemieckich firm, takich jak Diana czy Weihrauch. Przykładowo HW50 będzie wiatrówką o odrobinę mniejszej energii pocisku, jednak o wiele wyższej kulturze pracy i celniejszej. 

Wydaje mi się, że cena jest największą wadą Stoegera. Gdyby była niższa, karabin byłby godny polecenia jako tani sprzęt dla każdego. A tak warto o nim wspomnieć, opisując wady 
i zalety, ale decyzję o kupnie każdy musi podjąć sam. 


Przegląd Strzelecki "Arsenał", luty 2009

wtorek, 8 listopada 2011

Wielka żmija















W lutowym numerze publikowaliśmy test lunety Optisan Viper 4-16x50 IR. Dziś chciałbym przedstawić jej większą siostrę, lunetę Optisan Viper 8-32x60 IR, czyli po naszemu mówiąc, „dużą żmiję”.

Na rynku wybór lunet do wiatrówek może przyprawić o ból głowy. Podobnie jak ich ceny. Początkujący strzelcy zwykle przy wyborze kierują się dwoma kryteriami. Luneta ma mieć jak największe powiększeniei jak najmniej kosztować. Tak samo jak z aparatami fotograficznymi – najlepsze są te, które mają najwięcej megapixeli i największy zoom. Dopiero z czasem przychodzą refleksje. Dobra luneta tania być nie może, przeciętna często kosztuje krocie. Luneta z dużym zakresem powiększeń może być wspaniała do rekreacyjnego strzelania, ale już na zawody jej zakres będzie mało przydatny. 

A jaki jest Optisan? Łatwo zadać to pytanie, jednak odpowiedź na nie jest już taka prosta…

Wygląd
Pudełko, w którym przyjechała luneta było długie, czarne z rysunkiem żmii na wieczku. Robi wrażenie ‑ jest wielkie, błyszczące, eleganckie i zdaje się obiecywać, że zawartość będzie równie dobra. Po otwarciu naszym oczom ukazuje się cały zestaw, w skład którego w tym przypadku wchodziła luneta, opakowana w foliową torebkę i dodatkowo w czarny futerał z materiału, montaż do lunety wraz z zestawem kluczy oraz osłona przeciwsłoneczna. Nawiasem mówiąc, zapakowane w osobne pudełko przysłano też duże boczne koło, które zdaje się tworzyć komplet z lunetą. W środku była też zapasowa bateria do podświetlania krzyża w lunecie. 

Luneta jest – i tu długo szukałem odpowiedniego słowa, w końcu je postanowiłem napisać – wielka. Ponad 40 centymetrów długości, masa – ponad 800 gramów samej lunety, po zamontowaniu koła i osłony przeciwsłonecznej wzrasta do około kilograma. 

Całość jest pokryta czarnym matowym lakierem. Pokrętła chodzą dość ciężko, ale bez zacięć i zgrzytów. Są cztery pokrętła, a właściwie to nawet pięć. Pierwsze znajduje się na okularze i służy do regulacji ostrości widzenia krzyża (na wypadek wady wzroku posiadacza takie rozwiązanie bardzo się przydaje). Kolejnymi pokrętłami są wieże do regulacji krzyża. Producent określa je jako wieże typu target. Są bardzo łatwe do regulacji – po pociągnięciu do góry pierścienia można ustawiać krzyż. Gdy luneta jest już wyzerowana, wystarczy pierścień znów docisnąć i nic się nie przestawi. Dodatkowo zamontowano mały pierścień na końcu z podziałką. Po poluzowaniu śrubki można wyzerować nastawy, czyli ustawić zero na podziałce. Dzięki temu, kiedy zajdzie potrzeba zmiany punktu celowania (ze względu na odległość czy wiatr), łatwo będzie z powrotem ustawić krzyż w zaprogramowanej wcześniej pozycji. 

Z lewej strony tubusu znajduje się pokrętło do regulacji ostrości. Paralaksę w lunecie wyskalowano od 10 metrów do nieskończoności. Na końcu tego pokrętła znajduje się dodatkowy pierścień do włączania bądź wyłączania podświetlenia krzyża w lunecie oraz zmiany natężenia tego podświetlenia. 

Optisan lunety w wersji Viper wyposaża fabrycznie w metalowe zakrywki. To dość szczególna konstrukcja – metalowy pierścień wkręca się z obiektyw lub w okular, a do pierścienia zamontowany jest dekiel. Dodatkowo na pierścieniu znajdują metalowe bolce, a w dekielku otwory. Choć trzeba użyć trochę siły, żeby to zamknąć, a otwarcie stwarza ryzyko połamania paznokci, to jednak sam pomysł jest dobry i posiadacz żmii nie staje przed koniecznością zakupu dodatkowych ochraniaczy na szkło. 

Całość sprawiałaby bardzo dobre wrażenie, gdyby nie mały zgrzyt. Otóż dołączona osłona przeciwsłoneczna nie pasowała do lunety. Gwint był minimalnie za mały, a zamocowanie było właściwie niemożliwe, chyba że na klej. 

Po dokręceniu lunety na wiatrówkę przyszedł czas na testy.

Co tam widać?
Luneta, jak już wspomniałem, ma bardzo duży zakres ogniskowych. Powiększenia około 8-32 ustawiałyby tę lunetę w szeregu tych przeznaczonych do strzelania na większe odległości. Szkoda tylko, że obraz na przybliżeniu większym niż x28 staje się zamglony. Dodatkowo po bokach dochodzi do tego spore zniekształcenie obrazu i rozmycie, przez co i tak wąskie pole widzenia dodatkowo się zawęża. Żeby zatem komfortowo się strzelało, pozostają powiększenia poniżej 28. 

Regulacja paralaksy działa płynnie. Właściwie nie byłoby do czego się przyczepić, gdyby nie mały zgrzyt. Dość niefortunnym rozwiązaniem jest połączenie regulacji paralaksy i podświetlenia krzyża na jednym pokrętle. Skutek jest taki, że zamiast regulować ostrość obrazu, możemy nieopatrznie włączyć podświetlenie, i odwrotnie. 

Obraz jest jasny. Po pierwsze, tubus 30 milimetrów wpuszcza sporo światła do środka. Po drugie, zastosowano dobre szkła pokryte nie najgorszymi powłokami. Wśród doświadczonych strzelców lunety pod nazwą Viper cieszą się dość dużą popularnością. Z pewnością ma na to wpływ krzyż celowniczy. Przy jego projektowaniu maczał palce jeden z czołowych strzelców HFT, Gary Cooper. Krzyż jest bardzo skomplikowany, pełno na nim jakichś kropek kresek, podziałek. A wszystko po to, żeby móc z największą łatwością odkładać poprawki na wiatr, czy odległość do celu podczas strzelania. 

Jednak do HFT ta luneta właściwie się nie nadaje. Ma bardzo małą głębię ostrości, przez co nawet na małych powiększeniach nie sposób tak ustawić paralaks, by ostro widzieć cele na całym dystansie HFT (od 7,5 metra do 41). A do FT? Tam taki krzyż jest zupełnie zbyteczny, cała tajemnica w strzelaniu FT polega na zerowaniu lunety przed strzałem na podstawie takich danych, jak odległość od celu i siła oraz kierunek wiatru. Do takiego strzelania wystarczyłaby jedna kropka na środku, cała reszta tylko niepotrzebnie rozprasza strzelca. 

Poza tym duży Viper ma jeszcze tę przypadłość, że głębia ostrości jest za mała na potrzeby HFT, ale do FT jest za duża. W tej dyscyplinie luneta przed strzałem służy do dokładnego odmierzenia odległości. Dobrą lunetą dedykowaną do FT można zmierzyć dystans do 50 metrów z dokładnością do jednego metra. Viperem jest to praktycznie niemożliwe, a pomyłka na dużych dystansach o więcej niż 3-4 metry może skutkować nietrafieniem. 

Podsumowanie
Luneta z takim powiększeniem za trochę ponad 1200 złotych? Do tego sporo akcesoriów dodatkowych. Wydaje się, że to dobra oferta. Obraz jak na tę cenę jest przynajmniej zadowalający, żeby nie powiedzieć dobry. Rozdzielczość mogłaby być trochę lepsza, ale nie oszukujmy się, Zeiss to nie jest, z drugiej strony kosztuje ledwie procent tego, co trzeba by zapłacić za lunetę Zeissa. Choć wielkości powiększeń zdają się świadczyć o przeznaczeniu tej optyki do zastosowań FT, to jednak nie polecałbym jej strzelcom ten konkurencji, chyba że jako luneta na początek, póki nie zbiorą dość pieniędzy, by kupić trochę droższe, ale dużo lepsze Big Nikko czy Lunetę Walthera. Na początek pewnie wystarczy.

Duża żmija świetnie sprawdzi się w strzelaniu rekreacyjnym, zamontowana na wiatrówce PCP lub PCA albo zasilanej dwutlenkiem węgla, czyli każdej która praktycznie nie ma odrzutu. Podczas strzelania na 50 metrów świetnie widać każdą przestrzelinę na tarczy, obojętne czy trafiliśmy w białą kartkę, czy w czarne pole. Nawet na większych odległościach, do około 100 metrów, będzie widać dokładnie, czy celnie strzelamy, czy coś trzeba poprawić. I choć z wiatrówek można strzelać i na większe odległości, to z uwagi na lekki śrut, bardzo podatny na najmniejszy nawet powiew wiatru, raczej nie strzela się powyżej 100 metrów. Tym samym można uznać, że duży Viper zapewni nam świetny widok celu na całym możliwym dystansie.

Dobrze, a komu bym jej nie polecił? Na pewno nie nadaje się do startowania z nią na zawodach HFT. Za mała głębia ostrości powoduje, że bliskie i dalekie cele nie będą widoczne wyraźnie. Także nie poleciłbym jej użytkownikom wiatrówek sprężynowych. Odrzut spowodowany uderzeniem tłoka napędzanego sprężyną może spowodować szybkie poluzowanie mechanizmów wewnętrznych i w konsekwencji uszkodzenie lunety. Co prawda polski dystrybutor gwarantuje bezpłatne naprawy gwarancyjne, jednak pozostaje pytanie, ile czasu pozostaniemy bez lunety, gdy żmija pojedzie na leczenie. 


Przegląd Strzelecki "Arsenał", kwiecień 2009

poniedziałek, 7 listopada 2011

Japońska żmija



















Wiele tygodni temu kolega z poprosił mnie, abym obejrzał lunetę, którą dostał do testów. Zgodziłem się, mimo że sezon strzelecki już się zakończył, karabinki leżały w futerałach, a i czasu miałem jak lekarstwo. Był też jeszcze jeden powód, dla którego niekoniecznie chciałem tę lunetę oglądać. Vipery widziałem wielokrotnie, ale raczej traktowałem je jako ciekawostkę, niż jako coś konkretnego, zdatnego do strzelectwa. 

Zdanie po części zmieniłem, gdy zobaczyłem nowe modele podczas targów myśliwskich w Anglii na jesieni ubiegłego roku. W Europie firmę Optisan reprezentuje MTC Optics – firma mająca siedzibę w Anglii, założona przez Gary’ego Coopera, wielokrotnego mistrza zawodów strzeleckich HFT, który był na stoisku. Pierwsze wrażenie było pozytywne ‑ ładny design, poprawiona jakość szkieł (choć do ideału im daleko) oraz konkurencyjna cena sprawiały, że wielu odwiedzających targi w Weston Park oglądało tę optykę. Teraz przyszedł czas, by obejrzeć lunetę dokładniej.

Według instrukcji lunety MTC Viper przeznaczone są do wszelkiego rodzaju broni pneumatycznej i małokalibrowej, a to sugeruje, że kalibrów myśliwskich nie wytrzymują, może poza 222 i 223 Rem., lecz o to należy zapytać dystrybutora na Polskę. Poniższy opis proszę potraktować wyłącznie jako opis urządzenia. Zbyt krótko miałem tę lunetę, by móc ją poznać pod kątem użytkowym od początku do końca.

Lunetą, którą dostałem do testów to model Optisan Viper 4-16x50 IRS, czyli firmy mało znanej na naszym rynku. Viper, czyli żmija i na pierwszy rzut oka coś w tym jest. Żłobienia na wieżyczkach i pierścieniu regulacji powiększeniach są agresywne, ale jednocześnie wygodne. Nawet w rękawicach strzeleckich nie powinniśmy mieć kłopotu z uzyskaniem pożądanych nastaw. 

Wyposażenie dodatkowe
Lunetę otrzymałem bez opakowania, była jedynie przełożona z karabinka na karabinek. Dystrybutor oferuje jednak bogate dodatkowe wyposażenie, w którego skład wchodzą: 
• boczne koło do regulacji paralaksy;
• metalowe zakrywki obiektywu i okularu typu flip open;
• sunshader, czyli osłona przeciwsłoneczna;
• dwuczęściowy montaż;
• komplet kluczy imbusowych;
• zamszowy pokrowiec.

Właściwości użytkowe
Siatka celownicza jest jedną z zalet tej lunety. Została specjalnie zaprojektowana do precyzyjnego strzelania. Jej oznaczenie SCB (Small Caliber Balistic) wskazuje na to, że uwzględnia trajektorię broni małokalibrowej, a więc charakteryzującej się stosunkowo dużym opadem. Po wcześniejszym wyzerowaniu lunety na żądany dystans i zapoznaniu się z trajektorią wystrzeliwanego pocisku, umożliwia precyzyjne wzięcie poprawek, a co za tym idzie dokładny strzał. Krzyż jest podświetlany, lecz by nie raził, sugeruję włożyć słabszą baterię albo stosować pierwsze stopnie podświetlenia. W modelu, który miałem, było ich aż 11.

Soczewki są powlekane powłokami ETE Microlux, co ma zapewniać ostrość obrazu i wysoką transmisję światła. Jak jest z tym obrazem, zaraz zobaczmy. Podczas targów w Anglii lunety prezentowały się nieźle. Obraz był dosyć czysty i klarowny. Tylko, że... wtedy była piękna pogoda. Kiedy otrzymałem tę lunetę, była już późna jesień, nadarzyła się więc okazja, by zobaczyć, jak te szkła sprawdzają się w słabszych warunkach oświetleniowych, gdy niebo zasnute jest ciemnymi chmurami. Dobrej jakości szkła dają ciekawe złudzenie. Patrzącemu wydaje się, jakby obraz był ostrzejszy, niż ten widziany gołym okiem. W tym przypadku było odwrotnie, było nieco ciemniej. Jedynie na małych powiększeniach (4‑10) wyglądało to przyzwoicie. 

Pierścień zoomu wyskalowany 4‑16 pracował opornie, ale według mnie to zaleta, gdyż nie ma ryzyka, że podczas wstrząsów będzie się przemieszczał.

Kolejnym walorem tej lunety są nastawne wieże typu target. W moim egzemplarzu chodziły płynnie, kliki były wyraźne i pewne. Nie mają nakrętek zabezpieczających przed przypadkowym ich przekręceniem, ale by zmienić nastawy, wystarczy odciągnąć je do góry (w przypadku górnej wieży) i przekręcić. Następnie, aby luneta je „zapamiętała”, wciskamy ponownie w dół. Identycznie postępujemy w przypadku prawej wieży, odpowiedzialnej za nastawy lewo ‑ prawo. Jest to dosyć wygodne rozwiązanie, aczkolwiek preferuję nakrętki. Skala na wieżach jest bardzo czytelna i wyraźnie naniesiona. Wygląda na bardzo trwałą i raczej nie ma obawy, by się szybko wytarła.

Zakrywki szkieł, dostarczane w komplecie z lunetą, wyróżniają się dobrą jakością. Tak jak w zakrywkach Leupolda, również są metalowe, a więc trwalsze niż wykonane z tworzywa. Stanowią bardzo użyteczny dodatek, zapobiegający zanieczyszczaniu szkieł.

Sunshader, czyli osłona przeciwsłoneczna, znajdująca się w zestawie, to również dobry element. Indywidualne dorobienie takiej osłony to koszt 100‑200 zł, a więc jest to cenny dodatek.

Pierścień regulacji odległości wyskalowano od 10 jardów do nieskończoności. Jest to bardzo użyteczne w strzelectwie pneumatycznym.

Podsumowanie
Luneta Optisan Viper 4-16x50 IRS to luneta wyłącznie sportowa. Jej parametry w zupełności nadają się do tego, by była wykorzystywana w rekreacji, jak również amatorsko w HFT. Cena rynkowa wynosi około 1000 zł. Nie będę mówił, czy to dużo, czy mało. Po prostu jest to kolejny produkt w tej kategorii cenowej, wśród której klient może dosyć swobodnie wybierać między ofertami i w sumie dobrze, tak powinno być. Im większa oferta, tym większa konkurencja. Im większa konkurencja, tym większa jakość i lepsza cena. Nabywca powinien obejrzeć co najmniej kilka lunet, zanim zdecyduje się na kupno konkretnego modelu. Moje zdanie nie ma znaczenia. Do sportu używam dużo mocniejszej i większej lunety, natomiast do rekreacji wolałbym lżejszą i mniejszą o tej wyżej prezentowanej.


Przegląd Strzelecki "Arsenał", luty 2009