wtorek, 18 października 2011

Hatsan 80 SAS
















W Arsenale prezentowaliśmy pod hasłem „wiatrówka dla każdego” dwa modele niemieckiej firmy Weihrauch. Oba celne, dobrze wykonane, niemal wzorcowe w swojej klasie. Dziś chciałbym opisać model tureckiej firmy Hatsan, który ma tę zaletę, że jest zdecydowanie tańszą alternatywą dla niemieckich karabinków.
Wiele lat temu przebojem na polski rynek wdarły się wiatrówki zza Bosforu. Nikomu szerzej nieznana firma szybko zdobyła liczne grono wielbicieli, wypuszczając takie modele jak Hatsan 55. Tanie a dobre – tak w skrócie określano tureckie karabinki. Mocne – to często powtarzane słowo. I nie odnosiło się ono bynajmniej do wytrzymałości wiatrówek, co raczej do energii, z jaką wypluwały przez lufę śrut. Wcale to nie oznacza, że były delikatne – co to, to nie. Zwykle, gdy ktoś stawał przed wyborem wiatrówki, wszyscy dookoła polecali mu hatsany właśnie ze względu na to, że były o wiele lepiej i dokładniej wykonane od wyrobów chińskich. Narzekano co prawda tu i tam na wyrabiające się zatrzaski czy padające sprężyny, jednak w ogólnym rozrachunku hatsany oferowały o wiele więcej niż można się było spodziewać za takie pieniądze.
Przez lata marka Hatsan umacniała swoją pozycję na rynku. Pojawiały się nowe modele, nowe pomysły i rozwiązania. I rosła konkurencja. W każdej chwili można dziś wejść do sklepu z bronią bądź zamówić przez internet wiatrówkę angielską, niemiecką, hiszpańską lub z innego kraju. Czy hatsan ma szansę przetrwać na rynku? Myślę, że tak, czego dobitnym przykładem jest model 80 oraz polityka firmy Kolba, która ma turecki sprzęt w swojej ofercie.

Koń jaki jest...
każdy widzi. Zasadniczo do wiatrówek stosuje się trzy rodzaje materiału, z którego wykonana jest osada. Pierwszym to drewno i jego pochodne – sklejki i laminaty drewniane. Drugim – plastik, często szumnie zwanym ABS, trzecim – metale lekkie. Te ostatnie występują głównie w bardzo drogich wiatrówkach matchowych, są rzadkie i nie ma potrzeby się teraz nad nimi rozwodzić. Drewno cieszy się popularnością, jednak ma pewną wadę, a mianowicie jest stosunkowo delikatne i łatwo je zarysować. Wady tej nie ma ABS. Co prawda oczywiście można go zniszczyć, porysować, ale jego odporność jest o wiele większa niż drewna i od lekkiego uderzenia w drzewo czy kamień nic się z nim nie dzieje. I właśnie z ABS wykonano osadę Hatsana 80.
Czarna osada z czarną oksydą sprawiają, że ma się wrażenie trzymania w rękach karabinka snajperskiego, a nie wiatrówki. Lekko chropowaty plastik powoduje, że broń nie ślizga się w dłoniach. Baka jest typu ambi, dzięki czemu do wiatrówki może się złożyć zarówno osoba lewo-, jak i praworęczna. Niestety, baka jest niska, przez co po zamontowaniu lunety przestaje być wygodnie, a jeśli luneta będzie na wysokim montażu, to policzek podczas celowania będzie wręcz wisiał w powietrzu.
Chwyt i osada mają dodatkowo karbowania w miejscach, w których trzyma się wiatrówkę dłońmi. Za osadę przyznałbym piątkę. Szóstka się nie należy, bo w niektórych miejscach widać spawy, a krawędzie w okolicach naciągu są nie obrobione i ostre. Także osłona spustu lepiej by wyglądała, gdyby była wykonana z metalu, a nie z plastiku.
System to klasyka gatunku. Długa komora sprężania, na niej od góry wyfrezowana szyna montażowa pod lunetę lub kolimator. Jak wcześniej pisałem, hatsany słyną z mocy i kopnięcia podczas strzału, więc nie dziwi mnie obecność przykręcanego stopera do montażu. Dzięki niemu mała jest szansa, że luneta podczas strzelania będzie wędrować po szynie.
Z tyłu systemu widoczny jest bezpiecznik. Choć plastikowy, można by się zastanawiać nad trwałością takiego rozwiązania, to jednak podczas testów działał doskonale. Jego szczególną cechą jest to, że można karabin w dowolnym momencie zabezpieczyć lub odbezpieczyć – coś, czego mi brakuje w rozwiązaniach w o wiele droższych niemieckich Weihrauchów.
Karabin ma muszkę i szczerbinkę. Moda na Tru-glo zawitała jak widać także do Turcji, mamy więc zielone kropeczki na szczerbince z czerwoną kropką muszki. Może i fajnie to wygląda, ale podczas celowania do małych i oddalonych przedmiotów raczej średnio się sprawdza, bo przesłania cel. Zdecydowanie wolę tradycyjne rozwiązania.
Karabinek wyposażono w łamaną lufę, czyli lufa jest jednocześnie dźwignią naciągu sprężyny. Trzeba mieć trochę siły, żeby tę sprężynę napiąć, choć całość chodzi całkiem płynnie, nie czuć zbędnego tarcia elementów.
Oksyda na lufie i systemie nie bardzo mi się spodobała. Nie wiem dlaczego, ale powierzchnie metalowe są lekko chropowate. Obawiam się też, że taka oksyda będzie podatna na zarysowania, a całość może łatwo rdzewieć. Posiadacze hatsanów powinni często przecierać wiatrówki jakimś smarem do broni.
Z boku systemu, zaraz przy kostce mocującej lufę, pojawił się napis SAS. Nie jest to skrót od nazwy brytyjskich oddziałów specjalnych, tylko od słów Shock Absorber System. Zważywszy na to, że pojawia się znak wzoru zastrzeżonego, można się spodziewać, że całość będzie strzelać bardzo delikatnie. A jak jest w istocie?

Kopanie się z koniem
Skoro poprzedni tytuł części był hippiczny, to pozwolę sobie jeszcze raz nawiązać do powiedzenia, w którym występuje to piękne zwierzę. Jak wiadomo, człowiek nie wygra z koniem walki na kopnięcia. Podobnie jak nie wygra walki ze sprężyną wiatrówki. Cokolwiek by robił, jakkolwiek by się spinał, to i tak szarpnięcie będzie od niego silniejsze.
Widać to potem na tarczy, gdzie każdy strzał oddany z niewypracowanej pozycji to odskok o parę centymetrów w stosunku do środka celu. Producenci próbują wymyślać różne cuda, by wiatrówka jak najmniej wierzgała podczas strzelania, ale przy zachowaniu niskich kosztów produkcji cudów nie ma się co spodziewać.
Jednak czego nie zrobią w fabryce, to można wykonać ręcznie. Wychodząc z tego założenia kierownictwo sklepu Kolba dogadało się z mistrzem w swoim fachu – człowiekiem, który już niejedną wiatrówkę rozebrał na czynniki pierwsze i poprawił tak, że strzela w sposób niewyobrażalny nawet dla konstruktorów. Żeby tego dowieść, otrzymałem dwie wiatrówki do testów – fabryczną i tuningowaną.
Na czym polega tuning? Bazuję tylko na tym, co słyszałem – dorabiane są prowadnice sprężyny, poprawiane jej parametry i dorabia się kapelusz na sprężynę. Zmieniana jest podobno uszczelka tłoka, a całość jest smarowana tak, jak pracownikom fabryki się nawet chyba nie śniło. Efekt?
Fabryczny hatsan kopie. Na 20 m udało mi się osiągnąć skupienie około 22 mm w pionie i 26 w poziomie. To był najlepszy wynik, były też gorsze. Wiem, zawsze można zwalić winę na strzelca i jest w tym trochę racji. Po kilkunastu strzałach zaczyna boleć ramię, spinałem się niepotrzebnie w oczekiwaniu na szarpnięcie. Strzelanie z wiatrówki było dość dobre, powie to każdy, kto lubi strzelać, ale żeby było jakoś szczególnie atrakcyjne, to raczej nie powiem. Ot, zwykła wiatrówka sprężynowa, z której można postrzelać do puszek.
Co innego wersja poprawiana. Tu zaczęła się zabawa. Oczywiście nadal było szarpnięcie podczas strzału, ale już nie tak agresywne. W każdym razie, gdy po zniknięciu siniaków na ramieniu wróciłem na strzelnicę, trzymając w rękach tuningowanego hatsana, zastanawiałem się, czy to rzeczywiście ten sam model. Z zewnątrz wyglądały identycznie, to fakt, ale strzelało się z nich zupełnie inaczej.
Poprawiło się też od razu skupienie, najlepsza seria 10 strzałów zamknęła się w kwadracie 17 mm w pionie i 19 w poziomie. Jak dla mnie, przy lekkiej wiatrówce w polimerowej osadzie takie skupienie to bardzo dobry wynik. A należy pamiętać, że Hatsan 80 kosztuje raptem niecałe 390 zł.
A wracając do literek SAS – na czym polega ten system? Nie wiem... Na stronie producenta jest napisane, że ma w założeniu zmniejszać szarpnięcie i wibracje. Niczego takiego w przypadku wersji fabrycznej karabinka nie zaobserwowałem – kopał jak krzyżacka kobyła. Pozostaje żywić nadzieję, że ktoś w Kolbie wpadnie na pomysł, by zeskrobywać ten napis i drukować własny, na przykład Kolba Tuning System. Co prawda KTS brzmi gorzej niż SAS, ale przynajmniej lepiej działa.

Podsumowanie
Obiecuję, że już nie będzie tytułów części z odniesieniem do zwierząt. Teraz będą już same konkrety. Otóż – karabin kosztuje śmiesznie małe pieniądze. Za 389 zł mamy wiatrówkę, która nie tylko wygląda na trwałą, ale chyba rzeczywiście taka jest. Z pewnością nie będzie to sprzęt do wygrywania mistrzostw Polski w kategorii HFT2, choćby z powodu twardego i w zasadzie nieregulowanego spustu. Co prawda jest śrubka do regulacji, ale jakkolwiek bym kręcił, to spust nie przypomina potem komfortu spotykanego w angielskich AirArmsach, czy nawet niemieckich Weihrauchach.
Nie ma też w karabinku lufy Lotara Walthera, uchodzących za jedne z najlepszych na świecie. Wszystko, co dostajemy za swoje pieniądze, to kawał plastiku połączonego z metalem. Połączenie to jednak nie jest przypadkowe. Karabin strzela, nawet całkiem celnie. Mimo kilku mankamentów należy powiedzieć, że jako pierwsza wiatrówka będzie doskonałym wyborem. Z racji kolorowego pudełka nadaje się też na prezent. Żartuję trochę, ale rzeczywiście opakowania są w wysokim standardzie, raczej rzadko spotykane w tej klasie – kolorowy karton, a w środku karabin z lufą zabezpieczoną sporej wielkości styropianem, a całość zawinięta w folię. Jeśli kurier nie będzie rzucał przesyłką z mostu, to wiatrówka powinna dojechać na miejsce przeznaczenia bez większego uszczerbku.

Przegląd Strzelecki "Arsenał", czerwiec 2009