– Panowie, co tu się dzieje? – pyta przechodzień. – Film kręcą. Na parkingu lotniska Okęcie dwie grupy mężczyzn strzelają do siebie, ale nikt tego nie słyszy, gdyż używają pistoletów z tłumikami. Wielu Czytelników pewnie pamięta tę scenę z filmu „Kiler”. Od niedawna również my, wiatrówkowicze, możemy strzelać z wyciszonej broni. Ale to już nie jest komedia, to poważna sprawa.
A wszystko za sprawą firmy Umarex i dwóch pistoletów tego producenta - Walthera CP 88 i Colta Goverment 1911. Obydwa, w ramach walki o klienta, zostały fabrycznie wyposażone w tłumik i kolimator. I trzeba przyznać, że te dodatki wprowadzają nową jakość.
Wygląd ponad wszystko
Pistolety wyglądają pięknie. Głęboka czerń, broń metalowa, ciężka. Do tego nakręcany tłumik, fabrycznie założony kolimator, torebka z kluczami imbusowymi do regulacji celownika, oryginalna szczerbinka, dwa „magazynki”. To wszystko zapakowane w dobrej jakości czarne plastikowe pudełko wyściełane gąbką. Pełny profesjonalizm, widoczny zarówno w przypadku pistoletu Walther CP 88, jak i przy modelu Colt 1911. Nic dodać, nic ująć. Ale czy rzeczywiście?
Dokładniejsze oględziny pokazują, że tłumik jest plastikowy. Szkoda, psuje to wrażenie, choć od razu trzeba przyznać, że w niczym to nie umniejsza walorów użytkowych pistoletu, ale o tym później. Teraz zachwycamy się dalej wyglądem. Na przezierniku kolimatora czarna gumowa osłonka – przydatna rzecz, przezroczyste tworzywo jest bardzo delikatne, należy o nie dbać. Tak wyposażony pistolet, czy to Walther, czy Colt, są wyraźnie cięższe od podstawowej wersji. Dziecko czy drobna kobieta ma wyraźny problem z utrzymaniem go w jednej ręce, nie wspominając już nawet o celowaniu. Jednym słowem – pistolet dla facetów, którzy nie tylko lubią strzelać, ale i czuć, że trzymają broń w ręku, prawdziwy kawałek metalu, a nie jakiś polimer.
Obydwa pistolety mogą działać zarówno w trybie SA, jak i DA, każdy z nich wyposażony jest w bezpiecznik. Naciągnięcie kurka zarówno w Colcie, jak i Waltherze nie wymaga siły. To o tyle istotne, że obydwie jednostki mają dość twardy spust w trybie Double Action, co powoduje, że osoby słabsze lub mniej wprawne w obchodzeniu się z bronią zrywają praktycznie każdy strzał. W trybie Single Action spust jest już bardzo lekki i trafienie w cel nie sprawia większego problemu.
Kolejną cechą wspólną obu pistoletów jest sposób ładowania śrutu i zasilania CO2. Śrut wsadza się w ośmiostrzałowe magazynki umieszczane przed lufą, po odsunięciu części zamka do przodu, zaś naboje CO2 umieszcza się w chwycie po uprzednim zdjęciu okładziny.
Dokładniejsze oględziny pokazują, że tłumik jest plastikowy. Szkoda, psuje to wrażenie, choć od razu trzeba przyznać, że w niczym to nie umniejsza walorów użytkowych pistoletu, ale o tym później. Teraz zachwycamy się dalej wyglądem. Na przezierniku kolimatora czarna gumowa osłonka – przydatna rzecz, przezroczyste tworzywo jest bardzo delikatne, należy o nie dbać. Tak wyposażony pistolet, czy to Walther, czy Colt, są wyraźnie cięższe od podstawowej wersji. Dziecko czy drobna kobieta ma wyraźny problem z utrzymaniem go w jednej ręce, nie wspominając już nawet o celowaniu. Jednym słowem – pistolet dla facetów, którzy nie tylko lubią strzelać, ale i czuć, że trzymają broń w ręku, prawdziwy kawałek metalu, a nie jakiś polimer.
Obydwa pistolety mogą działać zarówno w trybie SA, jak i DA, każdy z nich wyposażony jest w bezpiecznik. Naciągnięcie kurka zarówno w Colcie, jak i Waltherze nie wymaga siły. To o tyle istotne, że obydwie jednostki mają dość twardy spust w trybie Double Action, co powoduje, że osoby słabsze lub mniej wprawne w obchodzeniu się z bronią zrywają praktycznie każdy strzał. W trybie Single Action spust jest już bardzo lekki i trafienie w cel nie sprawia większego problemu.
Kolejną cechą wspólną obu pistoletów jest sposób ładowania śrutu i zasilania CO2. Śrut wsadza się w ośmiostrzałowe magazynki umieszczane przed lufą, po odsunięciu części zamka do przodu, zaś naboje CO2 umieszcza się w chwycie po uprzednim zdjęciu okładziny.
Colt 1911
Na pierwszy ogień biorę Colta. Choć wiele dobrego o nim słyszałem, to nigdy wcześniej z niego nie strzelałem. Dlatego najpierw strzelam bez tłumika. Klasyka, strzelanie niemal identyczne jak z Walthera CP 88 czy Beretty FS 92. Jedyna różnica tkwi w bezpieczniku znajdującym się w tylnej części chwytu. Jak się mocno nie ściśnie uchwytu to po prostu śrut nie poleci. Wspaniała blokada dla dzieci, siedmiolatek nie ma szansy cieszyć się ze strzelania. Warto to przemyśleć, jeśli ta broń ma być jedynym pistoletem w rodzinie i chcielibyśmy zaszczepić już u dzieci zamiłowanie do strzelectwa. Ten pistolet dla osób z małymi dłońmi i słabym chwytem zwyczajnie się nie nadaje.
Po kilku strzałach na wiwat przychodzi czas na prawdziwy test. Celuję do tarczy, naciskam spust i… Konsternacja. Śrut z 10 metrów w ogóle nie trafia w tarczę. Oj, dawno aż tak źle mi nie poszło. Patrzę na kolimator i już widzę przyczynę – ustawienia fabryczne są bardzo dalekie od doskonałości. Z pięciu metrów to może jeszcze bym trafił w dwójkę lub trójkę, a i to nie jest pewne. Trudno, trzeba wziąć klucz i trochę poprzekręcać śrubki. Trzeba przyznać, że zerowanie celownika jest dość proste i mało pracochłonne, po kilku minutach i kilkunastu strzałach z odległości pięciu metrów masakruję czarne pole tarczy. Mogę wracać do testowania. Zdejmuję nakładkę chwytu, zmieniam nabój CO2, ładuję kolejny ośmiostrzałowy magazynek i zaczynam zabawę od nowa.
Pierwsza seria, z 10 metrów, wciąż jeszcze bez tłumika i… Kolejne zaskoczenie. Celowanie dzięki kolimatorowi jest bajecznie proste. Wystarczy nakierować kropkę wskazującą na cel i nacisnąć spust. Prawda, że proste? Śrut leci dokładnie tam, gdzie się kierowało broń, pistolet jest bardzo celny. Odpowiedzialna jest za to stosunkowo długa, gwintowana lufa. Z ciekawości spróbowałem strzelać z niego na większe dystanse. Okazuje się, że przy bezwietrznej pogodzie nie ma problemu z trafianiem w tarczę na 25 metrów. Tu trzeba odłożyć poprawkę, ale wcale nie taką dużą.
Z zachwytu nad celnością wyrwała mnie myśl, że przecież mam testować pistolet z tłumikiem. Dokręcam więc wspomniany kawałek plastiku, celuję, naciskam spust i… wydaje mi się, że nadszedł czas na zmianę naboju CO2. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo długo syczał stary nabój podczas wyjmowania, zupełnie jakby był niemal pełny. Okazuje się, że tak było w istocie. Tyle, że strzelanie z tłumikiem dla kogoś, kto nigdy wcześniej go nie używał, ale za to oddał wiele strzałów z pistoletu na CO2, przypomina właśnie strzelanie z broni, w której już prawie nie ma gazu. Jakoś cicho. Przez moment obawiałem się nawet, że strzały są tłumione nie tylko w zakresie dźwięku, ale również mocy. Ale nie – w puszce dziury robią się takie same, jak podczas strzelania bez tłumika. Po prostu jest ciszej, reszta pozostaje bez zmian. Również celność pozostaje na tym samym poziomie. Natomiast dochodzi jeszcze jeden element podnoszący realizm podczas naszego strzelania bądź co bądź repliką prawdziwej broni. Otóż po strzale z tłumika wylatują resztki gazu, unosi się nad lufą biaława mgiełka – niemal jak gazy prochowe. Aż się prosi, żeby zdmuchnąć.
Po kilku strzałach na wiwat przychodzi czas na prawdziwy test. Celuję do tarczy, naciskam spust i… Konsternacja. Śrut z 10 metrów w ogóle nie trafia w tarczę. Oj, dawno aż tak źle mi nie poszło. Patrzę na kolimator i już widzę przyczynę – ustawienia fabryczne są bardzo dalekie od doskonałości. Z pięciu metrów to może jeszcze bym trafił w dwójkę lub trójkę, a i to nie jest pewne. Trudno, trzeba wziąć klucz i trochę poprzekręcać śrubki. Trzeba przyznać, że zerowanie celownika jest dość proste i mało pracochłonne, po kilku minutach i kilkunastu strzałach z odległości pięciu metrów masakruję czarne pole tarczy. Mogę wracać do testowania. Zdejmuję nakładkę chwytu, zmieniam nabój CO2, ładuję kolejny ośmiostrzałowy magazynek i zaczynam zabawę od nowa.
Pierwsza seria, z 10 metrów, wciąż jeszcze bez tłumika i… Kolejne zaskoczenie. Celowanie dzięki kolimatorowi jest bajecznie proste. Wystarczy nakierować kropkę wskazującą na cel i nacisnąć spust. Prawda, że proste? Śrut leci dokładnie tam, gdzie się kierowało broń, pistolet jest bardzo celny. Odpowiedzialna jest za to stosunkowo długa, gwintowana lufa. Z ciekawości spróbowałem strzelać z niego na większe dystanse. Okazuje się, że przy bezwietrznej pogodzie nie ma problemu z trafianiem w tarczę na 25 metrów. Tu trzeba odłożyć poprawkę, ale wcale nie taką dużą.
Z zachwytu nad celnością wyrwała mnie myśl, że przecież mam testować pistolet z tłumikiem. Dokręcam więc wspomniany kawałek plastiku, celuję, naciskam spust i… wydaje mi się, że nadszedł czas na zmianę naboju CO2. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, bardzo długo syczał stary nabój podczas wyjmowania, zupełnie jakby był niemal pełny. Okazuje się, że tak było w istocie. Tyle, że strzelanie z tłumikiem dla kogoś, kto nigdy wcześniej go nie używał, ale za to oddał wiele strzałów z pistoletu na CO2, przypomina właśnie strzelanie z broni, w której już prawie nie ma gazu. Jakoś cicho. Przez moment obawiałem się nawet, że strzały są tłumione nie tylko w zakresie dźwięku, ale również mocy. Ale nie – w puszce dziury robią się takie same, jak podczas strzelania bez tłumika. Po prostu jest ciszej, reszta pozostaje bez zmian. Również celność pozostaje na tym samym poziomie. Natomiast dochodzi jeszcze jeden element podnoszący realizm podczas naszego strzelania bądź co bądź repliką prawdziwej broni. Otóż po strzale z tłumika wylatują resztki gazu, unosi się nad lufą biaława mgiełka – niemal jak gazy prochowe. Aż się prosi, żeby zdmuchnąć.
Walther CP 88
Gdy już nacieszyłem się strzelaniem z Colta, przyszedł czas na drugi pistolet, który miałem przyjemność testować. Walther wyposażony jest w dokładnie taki sam tłumik i kolimator, po dokładniejszych oględzinach stwierdziłem, że nawet pudełko, w jakim zestaw jest sprzedawany, jest takie samo.
Bogatszy o doświadczenia, najpierw postanowiłem wyzerować celownik. Okazało się jednak, że o ile w Colcie pistolet na nastawach fabrycznych strzelał Panu Bogu w okno, o tyle Walther jest wyzerowany idealnie i zaraz po wyjęciu z pudełka można strzelać w same dziesiątki. No, może prawie same, bo jednak broń ta nie jest tak celna jak Colt. Krótsza lufa robi swoje, rozsiew na tarczy nie jest wprawdzie duży, ale strzelanie na większe odległości to już sztuka dla sztuki lub marnowanie śrutu. Nie warto, 15 metrów to, przynajmniej dla mnie, górna granica sensownego strzelania do tarczy. Jak to mówią, nie można mieć wszystkiego. Wyzerowany celownik to jedno, ale monstrualnie duża ilość smaru w okolicach kurka to drugie. Wrażenie solidności i profesjonalizmu ze strony Umarexa zepsuła biała plama. Aż strach pomyśleć, ile zbędnego smaru kryje się wewnątrz pistoletu, skoro kapie na zewnątrz. Szkoda, mogło być tak pięknie, a tymczasem trzeba wziąć szmatkę i przynajmniej z wierzchu broń wyczyścić. Technika strzelania niczym nie różni się od tej z Colta. Trzeba naprowadzić czerwoną kropkę celownika na cel i nacisnąć spust.
W tym miejscu wypadałoby napisać kilka słów o samym kolimatorze. Urządzenie przymocowane zamiast szczerbinki, na szynie, można regulować w pionie i poziomie. Zasilane małą płaską baterią, ma siedem ustawień wielkości wyświetlanej kropki oraz cztery stopnie natężenia jasności. Od razu trzeba powiedzieć, że skrajne nie bardzo nadają się do używania. Wielka jasna kropka przesłania cel, zaś malutka i ledwie świecąca jest niewidoczna podczas strzelania w słoneczny dzień. Choć w ciemnym pomieszczeniu jak najbardziej się sprawdza, tyle że wtedy nie bardzo widać cel.
Bogatszy o doświadczenia, najpierw postanowiłem wyzerować celownik. Okazało się jednak, że o ile w Colcie pistolet na nastawach fabrycznych strzelał Panu Bogu w okno, o tyle Walther jest wyzerowany idealnie i zaraz po wyjęciu z pudełka można strzelać w same dziesiątki. No, może prawie same, bo jednak broń ta nie jest tak celna jak Colt. Krótsza lufa robi swoje, rozsiew na tarczy nie jest wprawdzie duży, ale strzelanie na większe odległości to już sztuka dla sztuki lub marnowanie śrutu. Nie warto, 15 metrów to, przynajmniej dla mnie, górna granica sensownego strzelania do tarczy. Jak to mówią, nie można mieć wszystkiego. Wyzerowany celownik to jedno, ale monstrualnie duża ilość smaru w okolicach kurka to drugie. Wrażenie solidności i profesjonalizmu ze strony Umarexa zepsuła biała plama. Aż strach pomyśleć, ile zbędnego smaru kryje się wewnątrz pistoletu, skoro kapie na zewnątrz. Szkoda, mogło być tak pięknie, a tymczasem trzeba wziąć szmatkę i przynajmniej z wierzchu broń wyczyścić. Technika strzelania niczym nie różni się od tej z Colta. Trzeba naprowadzić czerwoną kropkę celownika na cel i nacisnąć spust.
W tym miejscu wypadałoby napisać kilka słów o samym kolimatorze. Urządzenie przymocowane zamiast szczerbinki, na szynie, można regulować w pionie i poziomie. Zasilane małą płaską baterią, ma siedem ustawień wielkości wyświetlanej kropki oraz cztery stopnie natężenia jasności. Od razu trzeba powiedzieć, że skrajne nie bardzo nadają się do używania. Wielka jasna kropka przesłania cel, zaś malutka i ledwie świecąca jest niewidoczna podczas strzelania w słoneczny dzień. Choć w ciemnym pomieszczeniu jak najbardziej się sprawdza, tyle że wtedy nie bardzo widać cel.
Warunki laboratoryjne
Strzelanie w otwartym terenie to zawsze był trudny poligon doświadczalny dla pistoletów pneumatycznych zasilanych nabojem CO2. Mała prędkość wylotowa śrutu, duża podatność na wiatr i zmienne warunki atmosferyczne powodują, że nieraz kilka serii może się od siebie tak różnić, iż trudno uwierzyć w to, że strzelała jedna osoba z tej samej broni. Pomny na to, postanowiłem po powrocie z działki sprawdzić jeszcze, jak pistolety spisują się w idealnych warunkach, prawdziwym laboratorium balistycznym, czyli piwnicy, gdzie odległość celowania wynosi około pięciu metrów, a jedyny wiatr spowodowany jest przez lecący śrut.
Nie zawiodłem się na celności. Obydwa pistolety są tak doskonałe, że z tej odległości wycinają jedną dziurkę w tarczy. Ale zdziwienie moje wzbudził fakt, że praktycznie nie ma różnicy w głośności strzału z pistoletu z dokręconym tłumikiem, jak i bez niego. O ile wcześniej różnica była spora, to w zamkniętym pomieszczeniu pistolet z tłumikiem jest niemal tak samo głośny jak bez. I zupełnie nie wiem, czym to wytłumaczyć.
Nie zawiodłem się na celności. Obydwa pistolety są tak doskonałe, że z tej odległości wycinają jedną dziurkę w tarczy. Ale zdziwienie moje wzbudził fakt, że praktycznie nie ma różnicy w głośności strzału z pistoletu z dokręconym tłumikiem, jak i bez niego. O ile wcześniej różnica była spora, to w zamkniętym pomieszczeniu pistolet z tłumikiem jest niemal tak samo głośny jak bez. I zupełnie nie wiem, czym to wytłumaczyć.
Czy warto?
Zestaw typu pistolet z tłumikiem i kolimatorem jest droższy od samego pistoletu o 600 zł. Wiadomo, że ocena wyglądu zależy od gustu, a o gustach się nie dyskutuje. Mnie osobiście nie podobają się „pistolety predatora”, z całą masą dodatkowego osprzętu. Ale przyznać muszę, że kolimator to całkiem fajna sprawa, dzięki której o wiele łatwiej trafić w cel, a przecież w przypadku broni właśnie o to chodzi. To, czy chcemy strzelać cicho czy głośno, to też sprawa każdego z potencjalnych nabywców. Nie wspominając już o tym, że dokręcony tłumik nadaje broni jakiegoś innego, niemal mistycznego wymiaru. Może powoduje to wyobraźnia, filmy oglądane w młodości, a może ogólny zakaz stosowania tłumików w przypadków broni palnej, tak czy inaczej ten gadżet jest – moim zdaniem – wart swojej ceny, choćby ze względu na wygląd. Szkoda tylko, że jest plastikowy.
Tak czy inaczej, sprawdzone pistolety wyposażone w tłumik i kolimator, czy to Colt, czy Walther, mogą przeżywać swoją drugą młodość, dostarczając właścicielom i użytkownikom nowych doznań i radości.
Jeśli kogoś stać na taki zestaw – polecam.
Tak czy inaczej, sprawdzone pistolety wyposażone w tłumik i kolimator, czy to Colt, czy Walther, mogą przeżywać swoją drugą młodość, dostarczając właścicielom i użytkownikom nowych doznań i radości.
Jeśli kogoś stać na taki zestaw – polecam.
Przegląd Strzelecki „Arsenał”, wrzesień 2006