wtorek, 15 listopada 2011

Norica. Made in UE




















Norica. Hiszpańska firma, której tradycje sięgają początków dwudziestego wieku, za kilka lat będzie obchodziła setną rocznicę urodzin. To nie jedyny powód do zadowolenia. Innym jest uznanie na wielu rynkach, tym w Polsce. Wiatrówki Norica cieszą się sporym uznaniem i znajdują wielu sympatyków. Nic dziwnego, proste, ale solidnie wykonane konstrukcje mogą się podobać, a co najważniejsze, oferta jest bardzo szeroka i niemal każdy znajdzie w niej coś dla siebie.

Kiedy na forum poświęconym wiatrówkom pojawia się pytanie, jaką wiatrówkę kupić, żeby była dobra i tania wiele osób w bezsilnej złości zaciska zęby. Po pierwsze, takich pytań pojawiły się już setki, jeśli nie tysiące. Ile można pisać to samo? Co gorsza, nie ma na to pytanie jednoznacznie dobrej odpowiedzi. Między innymi zresztą, że właściwie nie istnieje taka wiatrówka. Coś, co jest tanie, nie może być bardzo dobre. Coś, co jest wspaniałe, nie będzie kosztować kilka złotych. Dylemat, pytania bez odpowiedzi. Niemal zawsze pojawiają się sugestie, by kupić wiatrówkę firmy Weihrauch, bo choć kosztuje trochę więcej, to z pewnością jest celna i długo posłuży. Czasem pojawia się podpowiedź, by zainteresować się produktami Gamo albo Diany. Niemal zawsze pojawiają się przestrogi przed wiatrówkami chińskiej produkcji, co zresztą jest o tyle ciekawe, że tańsze produkty Diany właśnie tam są wytwarzane. 

Czasem, choć trzeba przyznać, że rzadko pojawia się rada, aby kupić wiatrówkę Norica. Przemawiać ma za tym piękno linii, wysoka energia strzału, jakość zdecydowanie lepsza niż tanich chińskich produktów, a na koniec cena – częstokroć niższa niż u konkurencji. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej ofercie.

Jedenaście hiszpanek
Z oferty polskiego dystrybutora Norici, firmy Incorsa wybrałem jedenaście wiatrówek. Nie jest to pełna oferta. Wybór może wydawać się dość przypadkowy, zapewniam jednak, że taki nie jest. Wśród tych jedenastu modeli są najtańsze oraz te, które uznano za najlepsze lub najpiękniejsze i trochę tak zwanej oferty ze środka stawki. Co je łączy? Wszystkie zostały wyprodukowane w Hiszpanii, na żadnej nie znalazłem napisu „made in China”. Wszystkie wykonano przynajmniej poprawnie. Elementy drewniane są zrobione z drewna bukowego wysokiej klasy, części metalowe to rzadko blacha. Niestety, jak to często bywa, jest też w nich mniej lub więcej elementów plastikowych, jednak materiału tego użyto mądrze tam, gdzie nie ma dużego ryzyka, że z czasem coś się złamie i negatywnie wpłynie na komfort czy bezpieczeństwo strzelania. 

Wszystkie wiatrówki pakowane są tak samo, w tekturowe pudła z czarnymi lub kolorowymi nadrukami, dodatkowo unieruchomione w środku kawałkiem tektury. Niektóre wiatrówki były też w środku owinięte folią, w każdym pudełku znajdowało się etui z instrukcją obsługi. Trzeba przyznać, że nie jest to jakiś wysokich lotów sposób zabezpieczenia karabinka na czas transportu, ale zwykle wystarczający, by karabin w stanie nienaruszonym dowieźć do domu klienta. Później jednak koniecznie trzeba zaopatrzyć się w jakiś futerał lub pokrowiec na wiatrówkę, tekturowe pudło długo nie wytrzyma. 

A co wybrane wiatrówki dzieli, różni między sobą? O tym właśnie jest ta opowieść...

Norica Marvic Gold
Zacznę od mojej ulubionej, z powodów czysto sentymentalnych. Gdy wiatrówki stały się w Polsce bardziej dostępne i pojawiły się na rynku obok Slavii i Baikala także inne marki, Marvic był moim faworytem jeśli chodzi o urodę. 

Długa lufa, długi system. Drewniana, bukowa, smukła osada z wyraźnie zaakcentowaną baką. Karabin jest bardzo zgrabny. Ma tradycyjny system, łamaną lufę. 

Do złamania lufy trzeba włożyć nie lada siłę, karabin z pewnością ledwie mieści się w limicie energii wylotowej pocisku na poziomie 17 J, bez kłopotu można też wymieniając sprężynę tę energię podnieść do 23–25 J. Oczywiście taka wiatrówka wymaga już rejestracji. 

Marvic ma mocną sprężynę. Charakteryzuje się ona tą szczególną cechą, że po kilkuset, najwyżej tysiącu strzałów zwykle trochę siada, a energia spada. Za to potem utrzymuje stały poziom przez bardzo długi czas, często wiele lat. 

Lufa i system są oksydowane na głęboką czerń, podobnie jak we wszystkich pozostałych karabinkach. Oksyda jest dość trwała, odporna na zarysowania, jednak trzeba uważać i nie dopuścić do tego, by osadzała się na niej wilgoć. Szybko wówczas karabin pokrywa się rdzawym nalotem, z którym da się walczyć i wygrać, ale szkoda na to czasu i nerwów. Lepiej po każdym strzelaniu przetrzeć karabin do sucha i posmarować jakimś olejkiem do broni. 

Osada jest lakierowana. Trzyma się karabin bardzo wygodnie. Otwarte przyrządy celownicze to niemal klasyka gatunku – muszka i szczerbinka TruGlo, szczerbinka regulowana w dwóch płaszczyznach. 

Regulowany jest także spust, choć w dość ograniczonym zakresie i od razu trzeba wspomnieć, że spustem matchowym to on nigdy nie będzie. Owszem, trzeba włożyć trochę siły, żeby go ściągnąć. Trzeba też się liczyć z tym, że kultura pracy nie jest na poziomie karabinków, takich jak AirArms Prosport czy Weihrauch HW 97 K – Marvic kopie. Można się do tego przyzwyczaić, można z niego celnie strzelać, ale na początku ramię może trochę boleć. 

Swego czasu dostępne były na rynku przerobione karabinki. Karabinki które przyjechały do Polski miały lufy rysowane (przez wysokiej klasy rzemieślnika). Do dziś wielu użytkowników tych wiatrówek twierdzi, że fabryczny gwint nie umywa się do tamtej ręcznej roboty i że Marvic „rysowanka” był bardzo celny. 

Karabin wyposażony jest w szynę pod montaż standardowy o szerokości 11 mm. Dodatkowo na końcu znajduje się ogranicznik, bardzo ważny element wyposażenia, dzięki niemu luneta na montażu nie powinna się przesuwać. Tak czy inaczej, jednak lepiej montować karabin na dobrym montażu jednoczęściowym z kołkiem stopującym (w systemie są odpowiednie otwory pod kołek), luneta będzie stała jak zamurowana. I jeszcze jedna uwaga – nie zaleca się montowania tanich lunet o niskiej wytrzymałości. Taki celownik prędzej czy później rozsypie się na Marvicu.

Norica Marvic Style
Właściwie można by tu przytoczyć wszystko to, co wcześniej pisałem o Marvic Gold. Jest jednak coś, co różni te karabinki – to wygląd. O ile Marvic Gold ma klasyczną urodę czarnolufowej wiatrówki w drewnianej osadzie, tak Style wygląda jak piękniś prosto z żurnala. Srebrna, niklowana lufa, osada zrobiona z laminatu bukowego, barwionego na różne odcienie drewna, od niemal różowego do orzecha. Trochę mnie tu rażą czarne dodatki, jak ogranicznik montażu, muszka czy szczerbinka, ale może właśnie na tym polega urok tej wiatrówki? 

Podobnie jak Marvic Gold, tak i tu mamy bezpiecznik. To dźwignia umieszczona przed spustem, przed strzałem trzeba ją pchnąć palcem wskazującym do przodu i można strzelać. Bardzo mi się podoba, że działa w obie strony, czyli po odblokowaniu można znów zabezpieczyć wiatrówkę, ściągając bezpiecznik do siebie. Oczywiście nie zaleca się trzymania przez dłuższy czas napiętej sprężyny karabinka, ale zdarzają się sytuacje, gdy trzeba zabezpieczyć wiatrówkę i tu mamy taką możliwość.

Norica Storm
Jak można poprawić całkiem udany produkt? Skoro strzela i robi to dobrze, to z pewnością nie warto psuć. Inżynierowie wpadli więc na szatański pomysł i wsadzili system od Marvica w nową osadę, dodali coś na kształt tłumika, odświeżyli wygląd i proszę – nowa konstrukcja. Jeśli komuś jakimś cudem Marvic się nie spodobał, to Storm powinien trafić w jego gust. Ładne, eleganckie ryflowania na osadzie, jeszcze wygodniejszy chwyt z wyżłobieniem na kciuk na grzbiecie chwytu. Atrapa tłumika (ładnie wygląda, ale nie tłumi odgłosu strzału) z zamocowaną na nim muszką dodaje mu lekko taktycznego wyglądu. 

Poza tym wszystko to samo. Na dobrą sprawę, jeśli ktoś by chciał, to bez kłopotu może przełożyć do swojego starego Marvica osadę od Storma i będzie miał jeszcze ładniejszy karabin, o tyle niepowtarzalny, że bez atrapy tłumika na końcu. 

Nie poprawiono kultury pracy. System jest ten sam i pracuje tak samo, tu cud się nie zdarzył. Jednak skutki kopnięcia sprężyny są dodatkowo amortyzowane dzięki ażurowej, miękkiej stopce kolby. Storm to ciekawa wiatrówka, szkoda tylko, że droższa od Marvica.

Norica Quick
Swego czasu obiekt pożądania, dziś już trochę leciwa konstrukcja, ale wciąż godna rozważenia przy podejmowaniu decyzji o zakupie wiatrówki. Jedna z dwóch wiatrówek firmy Norica ze stałą lufą z naciągiem dolnym, jakie obecnie znajdują się w sprzedaży. 

Drewniana osada, tradycyjnie wykonana z buku i lakierowana. Ma linię trochę bardziej toporną niż w Marviku, ale też może się podobać, a przede wszystkim jest bardzo wygodna. Złożenie się do strzału przy korzystaniu z otwartych przyrządów celowniczych jest bardzo łatwe i przyjemne. Gorzej z lunetą, bo baka okazuje się być trochę za niska, należy montować lunetę na jak najniższym montażu. Również polecam jednoczęściowy, a luneta im bardziej będzie pancerna, tym lepiej. Dźwignia ładowania chodzi płynnie i bez zacięć, ładowanie jest bardzo wygodne. 

W ramach troski o bezpieczeństwo mamy tu specjalny port ładowania, odchylaną na bok komorę. Śrut umieszcza się bezpośrednio w lufie, zamyka port i gotowe – po odbezpieczeniu można strzelać. Nie ma żadnych ruchomych elementów, takich jak tłok, które mogłyby nam wyrządzić krzywdę podczas ładowania śrutu do lufy. 

Karabin jest podobnie celny jak Marvic. Trzeba się tylko do niego przyzwyczaić, okiełznać szarpnięcie, przyzwyczaić do dość twardego spustu. Z pewnością nie są to karabinki przeznaczone do startów w zawodach FT czy HFT, ale do rekreacyjnego strzelania nadają się znakomicie. Warto też dodać, że jeśli ktoś chce się mieć lżejszą wiatrówkę i trochę tańszą, to bliźniaczą konstrukcją do Quick jest Norica Dream Hunter – praktycznie to samo, tylko w polimerowej osadzie.

Norica Dragon i pociotki
Tak jak Marvic Gold był podstawą dla takich konstrukcji jak Marvic Style czy Storm, tak Dragon jest protoplastą całkiem sporej rodzinki. Mamy tu Dragona, Dragona Special, Dragona Camo, a także Dream Rider. 

Dragon ma drewnianą – oczywiście bukową osadę, lakierowaną na półmat. Czarny system, czarna lufa, oksydowane na głęboką czerń, bardzo błyszczące. Podobnie jak w Marvicu także i tu mamy bezpiecznik w formie przełącznika przed spustem (który jednak chowa się głębiej i trudniej jest z powrotem zabezpieczyć wiatrówkę), mamy przyrządy celownicze TruGlo. Na dobrą sprawę to taki troszkę mniejszy, troszkę słabszy Marvic, wiatrówka o mniejszej energii początkowej pocisku. 


Dragon Special to z kolei wiatrówka z polimerową osadą z malowaniem imitującym orzech włoski oraz niklowanym systemem i lufą. Przyznam się, że nie lubię srebrnych wiatrówek, jestem w tym względzie tradycjonalistą, także nie podobają mi się standardowe czarne dodatki, takie jak muszka, czy szczerbinka w połączeniu z niklowanym systemem. Wielu się takie zestawienie podoba, ale na szczęście nie wszyscy mają taki sam gust. 

Dream Rider to lekko taktyczna wersja Dragona, w czarnej polimerowej osadzie i z atrapą tłumika na lufie. 

Strzelają wszystkie podobnie – trochę twardy spust, szarpnięcie sprężyny, całkiem dobra lufa – to zestawienie, które wymaga od strzelca uwagi i powtarzalności chwytu. Za to po nabraniu wprawy trafianie w cel wielkości kapsla na trzydzieści czy nawet pięćdziesiąt metrów nie jest żadnym osiągnięciem. Tym bardziej, że jak w każdej wiatrówce Norica mamy możliwość zamontowania lunety.

Maluchy
Nie każda Norica jest pełnokrwistą, wierzgającą bestią. Są też modele skierowane do młodszych strzelców, którzy nie mają dość siły, by naciągać bardzo mocną sprężynę i brakuje im dość samozaparcia, by bawiło ich silne uderzenie w ramię podczas strzelania. Dla nich są przeznaczone aż cztery modele. Krono, Titan, Sport i Model 56 to wiatrówki stosunkowo lekkie, składne, o niskiej energii strzału. Szczególnie lekki jest Titan, który ma osadę wykonaną z polimeru oraz Model 56, bardzo krótka wiatrówka przeznaczona dla młodzieży.

Podsumowanie
Nie są to wszystkie modele z szerokiej oferty Norica. W jednym z najbliższych numerów Arsenału spróbuję przedstawić model Massimo, bardzo ciekawą konstrukcję wyglądającą jak myśliwski sztucer, a może... strzelba? 

W każdym razie nie przypomina wiatrówki, choć strzela śrutem diabolo. Nie wspomniałem też o nowych konstrukcjach, modelu Goliath, występującym w kilku wariantach kolorystycznych i z różnych wyposażeniem dodatkowym, wiatrówce przypominającej bardziej broń oddziałów specjalnych, a nie zabawkę do strzelania na działce. Na dobrą sprawę nie wspomniałem też o kilku mniej popularnych wersjach wymienionych w tekście karabinków. Jednak nie chodziło mi o to, żeby pokazać i dokładnie przetestować, a następnie opisać ze szczegółami każdą z nich. Norici mają bowiem wspólny mianownik – to sprzęt godny zaufania. 

Owszem, mogłyby mieć lepszy spust, regulowany w szerszym zakresie. Z pewnością lufy Lothara Walthera lepiej by wyglądały na reklamach czy w katalogach. Kultura pracy pozostawia pewien niedosyt. Warto jednak podkreślić, że za kilkaset, maksymalnie tysiąc złotych z małym okładem kupujemy wiatrówkę, na której można polegać, która nie rozpadnie się w czasie strzelania, która posłuży nam długi czas. 


Przegląd Strzelecki "Arsenał", marzec 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz