poniedziałek, 17 października 2011

Leapers 4-16x50AO











„Mam wiatrówkę X i nie wiem, jaką na tym postawić lunetę. Proszę o pomoc”. Takie pytania niemal codziennie pojawiają się na różnych forach internetowych czy w listach do naszej redakcji. Trudno na nie jednoznacznie odpowiedzieć, jednak często można usłyszeć w odpowiedzi „kup Leapersa”. Dlaczego?
Zapewne dlatego, że już wielu użytkowników posiada lub posiadało takie lunety i przekonało się o tym, że na początek w zupełności wystarczy.
Strzelanie z wiatrówki ma swoją specyfikę. Nie strzela się na wielkie odległości, bo śrut z wiatrówki o energii poniżej 17 J (a takich jest w Polsce, z uwagi na obowiązujące prawo, zdecydowana większość) zwyczajnie nie doleci. Albo nawet, gdy doleci, to wiatr po drodze tyle razy nim zakręci, że w efekcie będziemy mieli szczęście, gdy spadnie blisko celu.
Ogólnie strzela się na odległości od 10 do 50 m, rzadziej do 100 m. Przeważnie też strzela się za dnia. Jeśli rekreacyjnie, to zwykle nie tylko za dnia, ale jeśli świeci ładne słoneczko, nikt chyba nie lubi moknąć bez sensu. Zatem luneta na wiatrówkę nie musi mieć takiej jasności czy rozdzielczości jak luneta da myśliwego, który strzela na 150 m przy poświacie księżyca. Ważne są inne parametry, ale to spróbuję już opisać na przykładzie lunety, którą dostaliśmy do testów od firmy Kolba z Będzina. Lunetą tą jest Leapers z serii AccuShot, 4-16x 50 AO.

Pierwsze wrażenie
Luneta jest w kartonowym pudle, kolorowym i estetycznym, niejako obiecującym ponadprzeciętny produkt w środku. Wewnątrz, oprócz celownika, znajduje się zestaw zakrywek typu flip-open, osłona przeciwsłoneczna i kawałek bawełnianej szmatki do przecierania szkieł. Tę ostatnią lepiej od razu wyrzucić. Taką bawełną można zrobić więcej krzywdy powłokom na szkłach niż to warte. Do czyszczenia lepiej kupić w sklepie optycznym lub fotograficznym jakiś miękki pędzelek lub gruszkę do wydmuchiwania pyłu.
Tymczasem skupmy się na lunecie. Kiedyś już Leapers wypuścił na rynek celownik o podobnych parametrach. Był wielki, ciężki, miał gruby krzyż i jakoś nie wzbudził mojego entuzjazmu. Nowa, odmieniona wersja jest dużo lepsza.
Tubus wykonano tradycyjnie z aluminium. Pokrętła chodzą z pewnym oporem, ale wyczuwalnie i płynnie. Luneta jest zauważalnie lżejsza od poprzedniej wersji i to dobrze. Mogłaby być jeszcze lżejsza, ponad 700 g to sporo i na lekkich wiatrówkach może nam się zestaw nieprzyjemnie bujać na boki. Sama luneta ma 385 mm długości, a do tego można założyć niemal ośmiocentymetrową osłonę przeciwsłoneczną. Warto to zrobić, bowiem luneta nie jest szczególnie odporna na oślepianie bocznym światłem, nie wspominając nawet o trudnościach przy celowaniu pod słońce.
Na obiektywie mamy pokrętło do ustawiania paralaksy. Wyskalowane w yardach i szkoda, że nie w metrach. Z drugiej strony jednak regulacja nie jest szczególnie dokładna, więc można założyć, że w metrach będą podobne wyniki – 25 yd na skali to nie jest 25 yd, nie jest też 25 m, tylko coś około tego. Nikt jednak nie mówi, że luneta jest przeznaczona dla strzelców FT, więc bardzo dokładna skala nie jest wymagana. Regulacja działa, ostrość można ustawiać, i na poziomie rekreacyjnego strzelania w zupełności wystarczy.
Jak w każdej lunecie mamy dwie wieże do ustawiania krzyża oraz trzecią – z lewej strony – z pokrętłem regulacji podświetlenia krzyża. Podświetlić można na czerwono lub na zielono, w dodatku można dać różne stopnie natężenia światła. Szkoda tylko, że podświetla się w środku wszystko, oprócz krzyża, także pięknie iluminuje wnętrze tubusa oślepiając strzelca. W nocy właściwie można korzystać tylko z pierwszego stopnia, każdy następny bardziej przeszkadza niż pomaga. Za dnia podświetlanie właściwie nie jest potrzebne.
Nie bardzo mi się spodobały wieże do regulacji krzyża. Wyglądają wspaniale. Jednak, żeby cokolwiek zmienić w ustawieniach, trzeba mieć przy sobie klucz imbusowy, którym trzeba poluzować nakrętkę na szczycie wieży. Prawdopodobnie ma to zapobiec samoczynnemu przestawianiu się krzyża, ale są na to inne sposoby. Ten nie przypadł mi do gustu. Natomiast sama regulacja przebiega w sposób poprawny, kliki są wyraźne, nie ma luzów, jeden kilk odpowiada ¼ MOA.
Przydatnym dodatkiem są zakrywki. Zwykle dostaje się w zestawie zakrywki na gumce, popularnie zwane stringami, które są dość niewygodne podczas użytkowania. Tu mamy w komplecie coś, co i chroni, i dobrze wygląda. Nie są może tak szczelne i estetyczne jak zakrywki Buttler Creek, ale spełniają swoje zadanie.
Przy okularze znajduje się pokrętło regulacji dioptrii, a w niewielkiej odległości od okularu znajduje się pokrętło zmiany powiększenia.
Krzyż celowniczy to siatka MilDot. Dość gruby, może trochę za gruby, ale widziałem gorsze krzyże. Wydaje się być wyskalowany na 10 m, zresztą tak, jak podaje producent.
Całość wykonano bardzo estetycznie. Nic nie cieknie, nie stuka, nie zgrzyta jak w tańszych chińskich produktach.

Świat okiem Leapersa
W lunetach przeznaczonych do strzelania z wiatrówki bodaj najważniejsze są dwa parametry: błąd paralaksy i jakość obrazu. Reszta to oprawa, bywa, że decydująca o tym, czy dany produkt będzie uznawany za udany, czy nie.
Błąd paralaksy to w skrócie błąd, polegający na tym, że na bliskich odległościach nawet małe zejście oka strzelającego z linii optycznej lunety, wyznaczonej przez środki okularu obiektywu, powoduje, że zmienia się punkt trafienia na tarczy. Całkiem przyzwoite i drogie lunety takiego błędu nie są zupełnie pozbawione, trudno więc wymagać cudów od lunet tańszych. I rzeczywiście. Kiedy celowo strzelałem błędnie, punkt trafienia na tarczy ustawionej na 12 metrze wynosił około 2 cm. To dużo, jednak to wartość lekko naciągana. Zwykle jest tak, że kiedy patrzymy w obiektyw, obraz jest wyraźnie jaśniejszy gdy patrzymy w sposób prawidłowy, a zaczyna się zaciemniać przy zejściu oka z linii optycznej. W wypadku Leapersa zaciemnia się dość szybko. Nie na tyle, by błąd paralaksy można było zupełnie zignorować, ale po dłuższym użytkowaniu tej lunety można i do tego dojść. Na odległościach większych niż 20 m błąd już właściwie nie występuje.
Kolejne ważne kryterium oceny stanowi jakość obrazu. Tu nie jest najlepiej. Obraz jest raczej ciemny, nawet w słoneczny dzień cele widziane w lunecie są jakby „przydymione”. Im ciemniej, tym gorzej. Pod wieczór coraz trudniej strzelać. Dodatkowo obraz ma tendencje do tracenia na jakości na brzegach. O ile w środku jest dość wyraźny i można liczyć liście na odległych drzewach, o tyle bliżej krawędzi zakrzywia się, traci rozdzielczość, przy czym im większe powiększenie, tym jest gorzej. Z pewnością trudno tę lunetę porównywać z drogimi modelami Bushnella i Leapersa. Przy cenie około 600 zł, jaką trzeba za ten model zapłacić, bliżej mu do lunet Delty Optical serii Classic czy Nikko Stirling serii Gold Crown – tu moim zdaniem spokojnie może konkurować, chociażby jakością wykonania.
Krzyż, jak już wspomniałem jest trochę za gruby. Dochodzi do tego, że gdy celuje się w nakrętkę od plastikowej butelki po napoju, leżącą na pięćdziesiątym metrze, krzyż niemal całą ją zasłania. Tak być nie powinno. Usprawiedliwieniem może być to, że dzięki swojej grubości krzyż jest dość dobrze widoczny niemal w każdych warunkach. Luneta ma bowiem jeszcze jedną wadę, o której wcześniej już wspomniałem. Powłoki są raczej marnej jakości, więc całość wykazuje małą odporność na odblaski i oślepienie. Częściowo problem rozwiązuje osłona przeciwsłoneczna, ale przez nią wpada do środka mniej światła i obraz jest jeszcze ciemniejszy niż bez niej. Dlatego gruby krzyż ma też pewną zaletę, choć nie wiem, czy było to zamierzone przez producenta. Nawet jeśli cel jest ledwo widoczny w promieniach słoneczny, to krzyż widać właściwie zawsze.
W lunecie za mniej niż 1000 zł także trudno doszukiwać się jakiejś wspaniałej rozdzielczości obrazu. Parę razy zdarzyło się podczas testów, że na większej odległości i w trudnych warunkach oświetleniowych (figurka stojąca pod światło albo gdzieś w głębokim cieniu) nie było widać przesłony na strefie KZ. To oczywiście problem, ale występował on też w lunetach często kilkakrotnie droższych, więc nie będę go w tym miejscu wyolbrzymiał.

Podsumowanie
„Luneta na początek” to dobre hasło. Niemalże encyklopedyczne. Wpisujemy taką frazę w wyszukiwarce Google i już mamy dziesiątki, jeśli nie setki wyników. Często powtarza się wśród nich właśnie ten model lunety Leapers. I chyba słusznie. Właśnie przeczytałem wszystko to, co chwilę wcześniej napisałem i widzę, że piszę głównie o wadach. Jednak przez pryzmat tych wad widać największą zaletę – luneta jest tania. Owszem, można polemizować na ten temat. Można stwierdzić, że przecież są lunety tańsze. Albo tylko trochę droższe z lepszym obrazem, albo większym powiększeniem, albo fajniejszym krzyżem, albo kolorowym paskiem na okularze. Są. I co z tego? Leapers jest po prostu odpowiedni.
To dobra luneta. Koszt zakupu nie nadszarpnie zbytnio domowego budżetu. Marka jest znana, więc gdy przyjdzie czas na zmiany, pewnie szybciej sprzedamy to niż lunetę firmy Blog, TK, ZOS czy inne, o których wiadomo tylko tyle, że są kopiami sprawdzonych konstrukcji i pochodzą z Chin. Leapers zresztą też i wcale tego nie ukrywa. Jednak w porównaniu z większością tanich chińskich lunet, w przypadku Leapersa wiadomo, czego można się spodziewać, a jego wyroby są powtarzalne. Co więcej – mimo opisanych wad – nie są to złe lunety. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej kupić Leapersa na początek niż coś z oferty firmy krzak.

Przegląd Strzelecki "Arsenał", wrzesień 2009