piątek, 2 września 2011

Cena równa się jakość?


















  • Nie kupuj taniej wiatrówki!
  • Nie kupuj taniego montażu!
  • Nie kupuj taniej lunety!
  • Nie kupuj taniego śrutu!
  • Nie kupuj…
Nie, bo nie. Bo nie warto. Bo jakość niska i w ogóle tandeta. Idąc tym tropem to co najgorsze kosztuje najmniej, a to co najdroższe jest najlepsze. Powinno być. Ale nie musi być. Często też, po prostu i zwyczajnie, nie jest.
Czy dedykowana do FT luneta z papierową głębią ostrości i pomiarem odległości bliskim dokładności dalmierza, kosztująca kilka tysięcy euro ma prawo się nagrzewać na słońcu? No przecież, byłoby dziwne, gdyby nie nagrzewała. Czy po nagrzaniu pomiar odległości ma prawo przekłamywać o kilka metrów na dystansach około pięćdziesięciu metrów? Nie ma prawa…
Czy wiatrówka za kilka tysięcy złotych ma prawo nie lubić konkretnego rodzaju śrutu, wyrażając tę niechęć rozsiewaniem przestrzelin po całej tarczy? Nie ma chyba takiego karabinu, który równie celnie strzela z każdego rodzaju amunicji. Gorzej, gdy zdarzy się, iż karabin nie strzela celnie nigdy, nie ważne co mu się tam wsadzi do lufy.
Wspomniane przypadki to historie prawdziwe. Jest taka luneta, która po nagrzaniu inaczej pokazuje dystans do celu. Jest taki karabin pneumatyczny, który do niczego się nie nadaje poza tym, że może służyć jako dekoracja salonu, a po drobnej modyfikacji jako noga od kuchennego stołu. Bez wchodzenia w szczegóły trzeba odnotować fakt, iż nie zawsze wydanie góry pieniędzy gwarantuje nam nabycie towaru najwyższej jakości. Pewnym jest tylko jedno – wydając więcej pieniędzy na bubel nasza złość będzie z pewnością większa.
Czy zatem naprawdę nie warto czasem kupić czegoś taniego?

Marzenie Mk II

Kiedyś miałem radziecką wiatrówkę. Bez szyny montażowej, ze sprężyną tak słabą, że gołym okiem widać było wylatujący śrut. Aż się odechciewało strzelać.
Po wymianie sprężyny ochota wróciła. Ale IŻ-38 już mi nie wystarczał. Marzeniem była Norica Marvic Gold, wiatrówka piękna i mocna. Potęga. I piękno. Dwa w jednym.
Gdy pewnego dnia, trochę przez przypadek stałem się jej właścicielem, poczułem tę siłę na własnym ciele – łokieć bolał od naciągania sprężyny a ramię od stopki uderzającej mnie z siłą nosorożca przy każdym strzale. Nieprzyzwyczajony do takich energii miałem nauczkę, iż powtarzalny i pewny chwyt broni to podstawa w strzelectwie…
Wiele od tamtego czasu już miałem karabinków, i sprężynowych, i PCP. Ale wciąż mam w pamięci uczucie radości, gdy przyniosłem „nornicę” po raz pierwszy do domu. Był to karabin inny niż wszystkie, z "rysowaną" lufą i przepiękną osadą, choć wykonaną z buku. Mam do niej taki sentyment i tak miłe po niej wspomnienia, jak po pierwszej szkolnej miłości.
Zdradziłem ją, wymieniłem na wyrób niemiecki. Nad temperament przedłożyłem dokładność. Nie mam już nieokiełznanej Hiszpanki.
I pewnie nigdy już mieć nie będę. Takich wiatrówek już nie ma. W moje ręce ostatnio trafiła Norica Marvic Gold Mk II. Ma inną osadę, chyba jeszcze piękniejszą niż we wcześniejszej wersji. Podczas badania prędkości wylotowych, każda śrucina JSB Exact przelatywała przez bramki Shooting Chrony z prędkością od 240 do 244 metrów na sekundę. Hiszpański temperament? Nie, to już jest raczej niemiecka precyzja…

Uśmiech od ucha do ucha


















Wpadł w moje ręce pistolet. Wiatrówka. Replika Colta 1911, jakich wiele jest na rynku. W każdym razie tak by się wydawało na pierwszy rzut oka…
  • Niby zasilana jest nabojem z dwutlenkiem węgla.
  • Niby strzela kulkami BB 4,46 mm.
  • Niby zwykła, a jednak niezwykła.
Takiego Colta jeszcze w ręku nie miałem. Metalowy szkielet, metalowy zamek i system blow-back, w dodatku całkiem mocno szarpiący zamkiem. Sam zamek bez problemu można zdjąć, podobnie jak w prawdziwej broni, w dodatku bez problemu i narzędzi można go z powrotem nałożyć na szkielet.
Kulki ładuje się do magazynka, w którym mieści się też kapsuła z gazem. Standard? Niby tak, tyle że ten magazynek wygląda jak magazynek, a nie kawałek „czegoś” ze sprężynką i zaworkiem.
Ten pistolet jest bliski ideału . Gdyby jeszcze można było zwolnić napięty kurek bez utraty gazu w naboju, byłby to prawdziwy cud-miód-orzeszki… Tak jest tylko cud-miód, na orzeszki trzeba będzie jeszcze chwilkę poczekać. Liczę na to, że pojawią się w kolejnych replikach Cyber-Gun.
Strzelanie z Colta daje mi tyle frajdy, że chyba skończę pisać i pójdę podziurawić kilka kolejnych puszek.

Rekonstrukcja... Masakry?

Gdy w czasie Powstania Warszawskiego Niemcy zajęli Wolę rozpoczęło się coś, co historycy nazwali rzezią. W ciągu kilku dni wymordowano blisko sześćdziesiąt tysięcy ludności cywilnej. Dzieci, kobiety, mężczyzn i starców rozstrzeliwano, palono żywcem, zabijano kolbami karabinów lub zgarniano na ciasne podwórka i obrzucano granatami. Masakra…
Dwa dni temu obchodzono kolejną rocznicę wybuchu powstania. Z tej okazji odbył się bieg ulicami miasta, w którym mógł wziąć udział każdy chętny. I fajnie, „ruch to zdrowie”, „w zdrowym ciele zdrowy duch” i tak dalej. I tylko szkoda, że grupa tak zwanych „rekonstruktorów” ostrzeliwała biegnących z karabinu maszynowego. Owszem, ślepakami, ale zabawę mieli przednią.
Warto było? Czy dla zabawy kilku osób należy przywoływać wspomnienia tym wszystkim, którym udało się przeżyć koszmar wojny, Woli, Starego Miasta czy Czerniakowa, gdzie pędzono ludność przed czołgami, gdzie strzelano do bezbronnych?

słowo na dzień dobry :)

















Ten blog nie będzie żadną nowością. Nie zamierzam odkrywać w tym miejscu Ameryki ani nawet „hameryki”. Nie będzie prawd objawionych, nie mam monopolu na wiedzę i nie chcę być niczyim przewodnikiem.
A o czym będę pisał? O wielu rzeczach. O strzelaniu i rozstawianiu celów. Będą bomby-miny-karabiny, będzie o śrucie i o armacie, o zającach blaszanych i żywych. Jednym słowem będę pisał o wszystkim, co tylko przyjdzie mi do głowy i co choćby tylko hipotetycznie jest związane z moim hobby.
Będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś to kiedyś przeczyta. Będzie mi jeszcze bardziej miło, jeśli tu później wróci by przeczytać kolejne wpisy – jest plan, by pojawiały się one systematycznie.
Zapraszam do lektury :-)