Taktyczne. To teraz niezwykle modne słowo. Są już buty taktyczne, kurtki taktyczne, rękawiczki taktyczne. Są też taktyczne zegarki czy nauszniki, wkrótce pewnie będą długopisy i kredki. A może już są? Nie dziwi mnie, tym bardziej że każdy producent stara się w swojej ofercie umieścić taktyczne wiatrówki.
A co to takiego? Czym taktyczna wiatrówka różni się od klasycznej? Cóż, przede wszystkim nazwą. Reszta to drobne różnice, w niczym niewpływające na jakość zabawy. Czarno to widzę…
Wiatrówka do redakcji przyjechała w fabrycznym kartonie. Po otworzeniu go ujrzała światło dzienne, a ja miałem chwilę, by zastanowić się nad tym, co widzę. Czarna oksyda dość wysokiej jakości, jak to w produktach brytyjskich, cieszy oko. Faktem jednak jest, że dużo oksydować nie trzeba było, bowiem karabin jest raczej krótki.
Oprócz czarnej oksydy rzuca się w oczy także materiał, z którego wykonano osadę. Czarny polimer. I już mamy wyjaśnioną zagadkę nazewnictwa. Wszystko, co czarne i plastikowe, otrzymuje w dzisiejszych czasach nazwę „tactical”. Powstaje produkt luksusowy, zachwalany przez marketingowców i pożądany przez klientów. Czy słusznie, to się okaże po testach, tymczasem poświęcę jeszcze chwilę na opis karabinka.
Polimer jest ładnie wykonany, choć jak to często bywa, jest bardzo podatny na łapanie kurzu. Kiedy zdarzyło mi się odłożyć karabin na piachu, osada bardzo szybko brudziła się. Owszem, można to potem doczyścić, ale jednocześnie należy podkreślić, że plastik wcale nie jest łatwiejszy w utrzymaniu od drewna. A nawet w tym przypadku wydał mi się bardziej nieodporny na drobne zarysowania niż bukowa osada BSA Lightninig, którą kiedyś miałem w rękach.
Jak już wspomniałem, karabin jest dość krótki, długość całkowita to zaledwie 950 mm. Jest też, za sprawą zastosowania tworzywa, całkiem lekki – masa 3 kg nie przerazi nawet drobnej kobiety, gdyby przyszła jej ochota postrzelać z wiatrówki.
Przy okazji trzeba podkreślić, że karabin jest bardzo składny. Trzyma się go wygodnie, wysoka baka dobrze przylega do policzka, chwyt jest lekko chropowaty i pewny. Karabin jest przeznaczony dla osób praworęcznych. Chwyt ma podcięcie na kciuk prawej dłoni, dzięki czemu można wiatrówkę trzymać na dwa sposoby – bardziej tradycyjny, czyli obejmując chwyt kciukiem i na sposób angielski, z kciukiem ułożonym do góry, w jednej linii z lufą. Zwraca uwagę wyprofilowanie kolby od dołu, przypominające trochę to, co od kilku lat proponuje firma Daystate w wiatrówce Merlyn. Takie podcięcie jest bardzo wygodne podczas strzelania z pozycji siedzącej FT. A przy tym ładnie wygląda.
W ogóle karabin może się podobać. Wygodna stopka, a z drugiej strony, na lufie, mamy piękny tłumik. Może lepiej wygląda niż tłumi, ale jest i cieszy oko. Do tego, na końcu mamy jeszcze nakrętkę, a po jej zdjęciu można na lufę dokręcić separator lub drugi tłumik. Wyglądałoby to może dość dziwnie, ale co tam, liczy się samo to, że producent pomyślał i dał nam taką możliwość.
W wiatrówce nie ma otwartych urządzeń celowniczych. Zamontowano za to szynę 11 mm na systemie, do której można mocować, co tylko dusza zapragnie: lunetę, kolimator albo przeziernik. Pod jednym warunkiem, że to COŚ nie będzie zbyt długie. Karabin ma bardzo krótki system, o ile mała luneta o powiększeniach 3–12 jeszcze się na niej mieści, o tyle już standardowa 4–16 już nie – po zamontowaniu nie da się złamać lufy.
Niestety, bo bliższych oględzinach okazało się, że produkt nie jest jednak najwyższej próby i wykończenie stanowi przykład, jak nie powinno się tego robić. Po pierwsze, łatwo dojść do wniosku, że tam, gdzie tego nie widać, ktoś postanowił oszczędzić. Elementy mechaniczne pod lufą są nieoszlifowane, oksyda na nich nierówna. Spod korka z tyłu systemu wystaje coś przypominającego kawałek kartonu. Aż boję się zapytać, skąd to i co tam robi. Czy jest częścią większej całości, a reszta siedzi gdzieś w środku? Nie wiem. Nie podoba mi się też podkładka pod bączek. Dlaczego, gdy cały karabin jest czarny, podkładka jest jasnoszara? Czy wynika to z czyjegoś niedopatrzenia, komuś się kolory pomyliły, czarnych zabrakło w magazynie?
Największą jednak niedoróbką okazała się wkładka mocowana w chwyt od dołu. Czy ktoś ją źle wykonał, czy zapomniał wkleić? Nie wiem. Ale wypadało co kilkanaście strzałów.
A jednak strzela!
BSA Lightninig XL Tactical to wiatrówka sprężynowa z łamaną lufą. Skoro lufa robi za dźwignię naciągu, a system jest dość krótki, nie spodziewałem się jakieś olbrzymiej energii strzału. A jednak!
Gdy pierwszy raz strzeliłem przez Combro, zobaczyłem wynik na poziomie 267 m/s. Taka wartość uzyskana na standardowym śrucie JSB Exact oznacza nie mniej, nie więcej, tylko wiatrówkę powyżej limitu 17 J.
Dodatkowo strzałowi towarzyszył dym ulatujący z lufy po strzale i zapach spalonych frytek z nadmorskiej smażalni. To dopalały się resztki oleju w lufie i komorze sprężania. Tak naprawdę, chyba każdą wiatrówkę przed pierwszym strzałem powinno się rozłożyć na czynniki pierwsze, wszystko dokładnie wymyć, nasmarować w sposób zgodny ze sztuką i złożyć z powrotem. W tym wypadku jednak postanowiłem zaryzykować i oddałem jeszcze kilkanaście strzałów. Dymiąca lufa odeszła w niepamięć po około 10 strzałach, a prędkość wylotowa śrutu ustabilizowała się na poziomie około 250 m/s. Co ciekawe, prędkości wylotowe były dość stabilne, różnica przeważnie nie wynosiła więcej niż 3–4 m/s.
Strzał jest bardzo szybki. Po ściągnięciu spustu następuje krótkie szarpnięcie i już można obserwować na tarczy, gdzie się trafiło. Sama praca mechanizmów bardzo mi przypadła do gustu. Dawno już nie miałem w ręku wiatrówki, w której strzał był tak szybki. Ostatnio taką była chyba AirArms TX 200 i ProSport.
Niestety, nie ma róży bez kolców. Polimerowa osada jest lekka, a strzał jednak ma swoją, dość wysoką energię. Tym samym szarpnięcie tłoka, choć szybkie i krótkie, to jednak powoduje, że bardzo łatwo spudłować. Trzeba długo ćwiczyć, by bez trudu móc okiełznać wiatrówkę i jej lekką narowistość. Gdy strzelałem z pozycji leżącej, z karabinkiem spoczywającym dość swobodnie na kocu, bez większego kłopotu, strzał za strzałem, trafiałem w sam środek tarczy. Jednak bez podparcia, jedynie trzymając karabin w rękach nawet nie zbliżyłem się do takiego skupienia, jakie miałem podczas strzelania z koca.
Sprawy nie ułatwia też spust. Producent zaopatrzył mechanizm spustowy w regulację, jednak jest ona moim zdaniem zupełnie niewystarczająca. O ile w przypadku TX 200 czy ProSport można ustawić go tak, że lekkie ściągnięcie języka wyzwala strzał, tak w BSA, nawet przy prawie zupełnie wykręconej śrubie, nadal trzeba włożyć dużo siły w ściągnięcie spustu. Otwiera się pole do popisu dla domorosłych mechaników i zawodowych rusznikarzy. Jestem przekonany, że można z tego systemu wyciągnąć więcej, niż zrobiła fabryka.
HFT 2?
BSA Lightninig XL Tactical. Warto się zastanowić chwilę nad tą nazwą. „BSA” to oczywiście producent. „Tactical” już próbowałem rozszyfrować wcześniej – to polimerowa czarna osada. Lightning? Jest taka wiatrówka, w drewnianej osadzie. Wypisz wymaluj to samo, co trzymany przeze mnie model taktyczny. Czyli „Błyskawica” to nazwa własna modelu. Nawet trafna – strzał jest rzeczywiście szybki jak błyskawica. A „XL”? Extra Large to raczej nie, wiatrówka jest bardzo kompaktowa. Myślę, że lepszym rozwinięciem tego skrótu będzie Extra Low. Czyli, że niby jest taka cicha z racji zamontowania tłumika. I choć tłumik zupełnie odgłosu strzału nie wygłusza, to jednak jest on zdecydowanie cichszy niż w Hatsanach czy Weihrauchu HW 98.
Na koniec wypadałoby się zastanowić, jak sklasyfikować ten karabin. Na pewno jest dość drogi, jak na wiatrówkę w polimerowej osadzie. Przykładowo wspomniane wcześniej Hatsany są dwukrotnie tańsze, co nie znaczy, że wiele gorsze. Jakość wykończenia, kilka diabełków tkwiących w szczegółach i złośliwie wyglądających z niedoróbek, jak chociażby wypadający kawałek osady, nie uzasadnia kwoty ponad 1200 zł, jaką trzeba zapłacić za BSA. To nic, że dostajemy za te pieniądze do ręki karabin dość celny, bardzo składny, wytrzymały, z napisem „Made In England” na systemie. Tak czy inaczej, cena wydaje mi się przesadzona.
Jednak z drugiej strony karabin ma swój urok. Bardzo przyjemnie się z niego strzela, choć wymaga wiele pracy i przyzwyczajenia. Jest celny. Do tego stopnia, że nie zdziwiłem się, widząc na któryś zawodach dziewczynę z takim BSA, startującą w kategorii HFT 2. Nie zdziwiłem się, bo sam miałem ochotę na start z tym karabinkiem – tak przyjemnie się z niego strzela. Nic, tylko do fabrycznych bączków zamontować pas i można iść na tor. A jakby wcześniej jeszcze dopracować trochę spust, przeszlifować tłok, przesmarować wszystko? Mogłoby być więcej niż rewelacyjnie. A jakby trochę dociążyć osadę? Teoretycznie to żaden problem, plastik jest częściowo pusty w środku, naładowanie dociążenia można zrobić w kilka minut. Wydaje mi się, że ten karabin ma spory potencjał. Szkoda, że jest tyle niedoróbek, ale jeśli ktoś chce mieć wiatrówkę, z której można celnie postrzelać, to BSA może mu się spodobać.
Przegląd Strzelecki "Arsenał" wrzesień 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz