W 1923 r. austriacki emigrant Alexander F. Stoeger otworzył w Nowym Jorku sklep z bronią. Początkowo sprowadzał na amerykański rynek niemieckie Lugery i Mausery. Z czasem firma urosła. W 1999 r. spółka Stoeger została przejęta przez fińskie Sako. Te z kolei już rok później zostało wchłonięte przez włoską Berettę. Beretta obecnie jest częścią składową włoskiej grupy Benelli. Przypomnijmy: Austria, Finlandia, Niemcy, Stany Zjednoczone i Włochy. Jakby tego wszystkiego było mało, od niedawna można kupić sygnowane znakiem Stoeger wiatrówki wyprodukowane w… Chinach. Dostępne są także w Polsce.
Globalizacja dosięga nas wszędzie. Telefon komórkowy amerykańskiej Motoroli rzadko kiedy pochodzi z USA. Bardziej prawdopodobne, że miejscem jego wyprodukowania będą Chiny, Tajwan lub Filipiny. Chińskie buty Nike czy Adidasa nikogo już nie dziwią. Z taniej siły roboczej korzysta, kto może. Czy to źle? Jeśli produkt spełnia wszystkie normy i jego jakość nie pozostawia nic do życzenia, to chyba nie ma problemu.
Wiatrówka ma strzelać? Z pewnością. Ma być niezawodna? Najlepiej gdy tak jest. Ma być piękna? Cóż, o gustach się podobno nie dyskutuje. Czego należy się spodziewać po chińsko-włoskich wiatrówkach Stoeger? Do momentu rozpoczęcia testów wiedziałem o tej firmie tylko tyle, że na polskim rynku są trzy modele (X 5, X 10 i X 20) w dwóch różnych rodzajach osady – plastikowej i drewnianej. Na potrzeby testu otrzymałem X 20 z łożem drewnianym.
Wygląd
Wiatrówka przyszła do redakcji w opakowaniu zastępczym, więc trudno mi powiedzieć coś więcej na temat fabrycznego zabezpieczenia na czas transportu.
Po wyjęciu karabinu miałem… No cóż. Raczej mieszane uczucia. Z jednej strony wiatrówka jest ładna, a z drugiej na każdym kroku widać jakieś niedoróbki. Jakie? Nieoszlifowane otwory w osadzie na śruby mocujące, wyszczerbienia w drewnie przy kostce mocującej lufę. Niezbyt pięknie wykonany odlew nakładki na lufę imitującej – no właśnie, co? Tłumik? Wyszczerbiona uszczelka w porcie ładowania. Spust, będący niczym innym jak kawałkiem powyginanej blachy, przywodził na myśl wiatrówki serii Lider czy BMK i to te z niższej półki.
Z drugiej strony jednak drewno było o wiele ładniejsze niż używane w najtańszych chińskich produkcjach. System nie sprawiał wrażenia wykonanego z blachy, spust był osłonięty dość estetycznie wykonaną osłona. Co prawda z plastiku, ale właściwie komu to przeszkadza?
W dodatku spust ma śrubę regulacyjna, którą według instrukcji można regulować długość drugiego stopnia spustu. Ale chyba źle zrozumiałem słowo pisane, bo jakkolwiek bym kręcił, to spust ściągał się tak samo.
Co mi się jeszcze nie spodobało? Przyrządy celownicze. Dlaczego wszyscy producenci uparli się, żeby do tańszych, budżetowych wiatrówek na siłę instalować przyrządy oparte na systemie Tru-glo? Zupełnie nie wiem, czemu to ma służyć. Przecież i tak nikt nie będzie polował we mgle z wiatrówki na łosie. A każdy cel mniejszy od łosia zostanie przesłonięty przez wielką czerwoną kropkę zamiast muszki. No dobrze, trochę przesadzam, ale znów nie tak bardzo. Sądzę jednak, że w pogoni za klientem ignoruje się jego prawdziwe potrzeby, stawiając na rozwiązania tyleż efektowne i kolorowe, co pozbawione sensu. W zupełności wystarczyłaby zwyczajna muszka i szczerbinka.
Moje wątpliwości budzi też bezpiecznik. Od razu muszę powiedzieć, że działa i to skutecznie. Co więcej, po odbezpieczeniu można karabin na powrót zabezpieczyć, co nie w każdej wiatrówce można zrobić. Obawy moje budzi fakt, że bezpiecznik jest wykonany z plastiku. Czy to się nie złamie? A co jak się uszkodzi? Wolałbym, żeby nikt nie oszczędzał akurat na tym elemencie.
Logo Stoeger wybite na bokach osady powinno być jakoś inaczej rzeźbione. Zaczernione brzegi zdają się wskazywać na to, że było to wypalane albo może raczej wyryte już po pomalowaniu osady lakierem i frezarka wypaliła trochę lakieru.
Tak marudzę i marudzę, a czy coś mi się spodobało? Tak. Po pierwsze drewno. Trudno mi powiedzieć, z czego została wykonana osada. Pewnie z buku, ale układ słoi był bardzo ciekawy, do tego stopnia, że uwierzyłbym w jakąś nietypową odmianę orzecha. Ryflowanie na chwycie było dokładnie tam, gdzie trzeba, a do jakości jego wykonania nie mam żadnych zastrzeżeń. A co najważniejsze – osada nie jest lakierowana błyszczącym lakierem, nie ma żadnych zacieków. Osada jest bardzo miła w dotyku, jakby aksamitna i trzyma się ją bardzo przyjemnie.
Karabin jest lekki, składny. Ma jest dość niską bakę. O ile wygodnie sie strzela z przyrządów otwartych – na tyle, na ile pozwala na to system Tru-glo – o tyle w przypadku zamontowania optyki zaczyna trochę brakować podparcia pod policzkiem.
Szyna pod montaż ma 11 mm. Frezy są równe i prawidłowo poprowadzone, zamontowanie na nich montażu z lunetą nie nastręcza żadnych kłopotów, a luneta będzie zamontowana wzdłuż osi lufy, co nie zawsze pojawia się w tanich chińskich produkcjach.
Baka – może i za niska, ale za to jest ambi, czyli zarówno dla osób praworęcznych, jak i leworęcznych. Można powiedzieć dla każdego, to znaczy dla nikogo, ale w tym przypadku zapiszę to na plus. Karabin świetnie sprawdzi się podczas strzelania przy grillu i kiełbaskach, a w towarzystwie zawsze znajdzie się mańkut, który w przypadku wiatrówek z wyraźnie praworęczną osadą poczuje się dyskryminowany.
I na koniec – spodobało mi się to, że nikt nie ukrywa kraju pochodzenia. Oprócz logo Stoeger, mamy też napis na kostce „made In China”. Co wcale nie koniecznie musi być powodem do wstydu.
Strzelanie
Jak już wspomniałem, karabin ma niską bakę, więc z lunetą trochę niewygodnie mi się składało do strzału. Co nie znaczy, że nie można się przyzwyczaić. Luneta o małej średnicy obiektywu na niskim montażu będzie dobrym wyborem. Zwykle też wąskie lunety z małymi powiększeniami są bardziej wytrzymałe, co bardzo się przyda.
Karabin kopie podczas strzału. To typowe w przypadku wiatrówek sprężynowych. Kopnięcie jest mocne, krótkie, a strzał bardzo szybki. Po kilkudziesięciu strzałach trochę boli ramię, ale kładę to na karb przyzwyczajenia do PCP, gdzie nie ma odrzutu. Co ciekawe, wiatrówka jest całkiem celna. Na 20 m bez kłopotu można trafić w cel o średnicy 1 cm. Za każdym razem. Na 50 metrów bardzo powtarzalnie trafiałem w kapsle po butelkach PET. Oczywiście z lunetą. Bez lunety muszka Tru-glo przesłania cel tej wielkości na takim dystansie.
Z ciekawości sprawdziłem prędkość wylotową śrutu i ze zdziwienia musiałem go kilkukrotnie powtórzyć. Wiatrówka strzelała z prędkością 256 m/s. Wahania prędkości? Około 5 m/s. To świetny wynik, jak na tę klasę sprzętu i jego cenę. Po oddaniu około 1500 strzałów wartości te nieznacznie spadły, do około 250 m/s. Jednym słowem karabin z trudem mieścił się w limicie 17 J.
Z jednej strony to dobrze. Pocisk ma większą energię. Dłużej leci płasko, łatwiej z niego strzelać na większe odległości. Z drugiej jednak nie jest to topowy sprzęt z najwyżej półki. Pod względem kultury pracy tłoka i reszty mechanizmów karabin nie ma się za bardzo czym pochwalić. Mocne kopnięcie może szybko zniszczyć zamontowaną lunetę. Sugerowałbym montowanie lunet na jednoczęściowym montażu małych, z małym powiększeniem i najlepiej o stałym powiększeniu. Taka luneta najdłużej wytrzyma na tak wierzgającym karabinku.
Podsumowanie
Jak zawsze najważniejszym pozostaje pytanie, dla kogo taka wiatrówka jest przeznaczona i kto powinien ja kupić. Niełatwo znaleźć odpowiedź.
Karabin jest wykonany dość estetycznie jak na to, do czego przyzwyczaiły nas inne chińskie produkcje. Ale aż się roi od niedoróbek. Zagorzali esteci powinni go omijać z daleka. Podobnie jak ortodoksyjni poszukiwacze wiatrówek o wysokiej kulturze pracy. Stoeger kopie, ma twardy spust i trzeba by włożyć sporo pracy, żeby to poprawić.
Jednocześnie po przyzwyczajeniu się do pracy spustu i kopnięcia, można ze Stoegera całkiem celnie strzelać.
Chyba jednak przesadziłem używając słowa tania. Stoeger kosztuje ponad 1000 zł. Jeśli dysponujemy takimi pieniędzmi, mamy już całkiem duży wybór wiatrówek, poczynając od bardzo mocnej i dość celnej Norici Marvic Gold, po wyroby niemieckich firm, takich jak Diana czy Weihrauch. Przykładowo HW50 będzie wiatrówką o odrobinę mniejszej energii pocisku, jednak o wiele wyższej kulturze pracy i celniejszej.
Wydaje mi się, że cena jest największą wadą Stoegera. Gdyby była niższa, karabin byłby godny polecenia jako tani sprzęt dla każdego. A tak warto o nim wspomnieć, opisując wady
i zalety, ale decyzję o kupnie każdy musi podjąć sam.
Przegląd Strzelecki "Arsenał", luty 2009
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz