czwartek, 15 września 2011

Czarne pantery





















Czarna pantera, choć długo była uważana za odrębny gatunek, wcale nim nie jest. Swoją barwę zawdzięcza większej ilości pigmentu (melaniny). Przy dobrym świetle można zauważyć charakterystyczne cętki. Podobnie jest z wiatrówkami Panther, będącymi owocem prac niemieckich konstruktorów z firmy Diana.
Większa Panther 31 to nic innego, jak znana od lat Diana 34, tylko z polimerową osadą. Z kolei Panther 21 wydaje się być bliską krewną Diany 28, a jedyną różnicą jest łoże, w przypadku pantery wykonane z czarnego plastiku. Kiedy kociaki dotarły do redakcji, z niewielkim zainteresowaniem otworzyłem paczkę. Nigdy nie przepadałem za plastikowymi wiatrówkami, należę do tradycjonalistów i uważam, że karabin powinien mieć drewnianą osadę. Wszystko jedno, czy będzie to buk, orzech, czy ekskluzywne i egzotyczne drewno z Afryki, drewno należy do tych elementów, które nie tylko pomagają w użytkowaniu, ale też przyciągają wzrok. Plastik jest praktyczny, i to moim zdaniem jedyna jego zaleta.

Oko w oko z drapieżnikiem
Wiatrówki dotarły w oryginalnych paczkach. Gruby, sztywny karton, kolorowe obrazki, mnóstwo napisów. W środku każdego z opakowań leżał karabin zawinięty w folię, dodatkowo zabezpieczony kawałkami styropianu. Nic więcej nie trzeba do szczęścia, a tak zapakowana broń z pewnością dotrze do adresata w idealnym stanie.
Pierwsza różnica, która rzuca się w oczy po wyjęciu karabinków i położeniu obok siebie, to ich długość. Panther 31 jest dłuższa o całe 15 cm, poza tym ma inną, większą osadę ze żłobieniami na chwycie. Całość sprawia wrażenie broni bardziej solidnej. Rzuca się w oczy napis „Made in Germany” na systemie oraz wyrysowana bogini łowów z łukiem w jednej ręce i wiatrówką w drugiej, znak rozpoznawczy firmy Diana oraz oznaczenie modelu. Podobne grawerunki można znaleźć na Panther 21, choć tam nie znalazłem napisu „Made in Germany”. W dzisiejszym świecie, gdzie warunki globalizacji i niższe koszty siły roboczej przenoszą produkcję niemal wszystkiego, co się da na Daleki Wschód, można się domyślać, że brak informacji o miejscu produkcji wskazuje, choć oczywiście wcale nie musi tak być, że broń wykonano w Chinach. Jeśli jednak nawet tak jest, to trzeba przyznać, że dokonano tego z zachowaniem niemieckiej dokładności.
Oprócz różnic jest też kilka podobieństw. Obie wiatrówki mają taką samą muszkę, nałożoną na końcówkę lufy. Identyczne są też szczerbinki. Otwarte przyrządy celownicze oparte są na modnym ostatnio w broni pneumatycznej systemie światłowodów. Jest dyskusyjne, czy kolorowe kropki ułatwiają, czy utrudniają celowanie, jednak w przypadku Panther należy podkreślić, że kropki te są wyjątkowo małe i nie przysłaniają celu w jakimś większym stopniu niż przyrządy tradycyjne, metalowe.
Zwraca uwagę, że w obu przypadkach osłona spustu jest integralnym elementem łoża. Jego przypadkowe uszkodzenie może skutkować koniecznością wymiany całej osady. Z drugiej strony jednak polimer użyty do produkcji sprawia wrażenie solidnego, odpornego na uszkodzenia i zadrapania, więc moje wątpliwości co do zasadności takiego rozwiązania mogą się okazać nieuzasadnione. Ponadto ostatnio modne staje się wykonywanie osady prywatnie, pod konkretnego strzelca, nierzadko z egzotycznego drewna. W takim przypadku niższy koszt zakupu wiatrówki z plastikowym łożem będzie ze wszech miar uzasadniony.
Obydwie wiatrówki wyposażone są w automatyczny bezpiecznik, Panther 31 dodatkowo ma też śrubę do regulacji twardości spustu. W mniejszym kociaku też by się regulacja przydała, spust chodzi dość twardo, choć przewidywalnie.

Zezowate kociaki
Zwykle nie strzelam z otwartych przyrządów celowniczych w testowanych wiatrówkach. Uważam, że z zamontowaną lunetą łatwiej i precyzyjniej można ocenić celność broni.
W przypadku Panther nie jest to jednak tak jednoznaczne, gdyż… W obu przypadkach frezy pod montaż są wykonane z lekkim skosem w stosunku do linii celowania. Powoduje to, że lunetę trudno jest zamontować osiowo. W przypadku Diany Panther 21 błąd był tak duży, że skończyła się regulacja w Bushnellu Elite 3200 10×40, a przestrzeliny na odległości 25 metrów jeszcze schodziły prawie 2 cm od środka tarczy. W tej sytuacji należy założyć jakieś podkładki pod montaż lub zdjąć optykę i popróbować strzelania z wykorzystaniem przyrządów otwartych. Skupiłem się na drugim rozwiązaniu.

Groźny pomruk w środku lasu
Na łące, moim stałym i ulubionym miejscu testowania karabinków, pasły się krowy i konie. Żeby nie być posądzonym o chęć upolowania wołu na kolację, poszedłem z karabinkami do lasu. W półmroku między drzewami łatwiej będzie ocenić przydatność światłowodowych przyrządów celowniczych.
Po rozłożeniu stanowiska na pierwsze strzelanie, wziąłem Dianę 21. Pierwsza tarcza ustawiona na 15 metrów, dalej 5 kolejnych co 5 metrów. 40 metrów na wiatrówkę z deklarowaną mocą na poziomie 9 J to wystarczający dystans. Strzelam i niestety powtarza się to, co działo się podczas prób z ustawieniem lunety, mianowicie z lufy poszedł dym. Dużo dymu. Wygląda na to, że albo w fabrykach nie potrafią prawidłowo nasmarować wiatrówki, albo też smarują ponad normę w celach konserwacyjnych, a właściwym nasmarowaniem powinien zająć się dystrybutor broni. W tym przypadku jednak tego z pewnością nie zrobił, a szkoda. Po kilkunastu strzałach, gdy zorientowałem się, że zjawiska typu „światło i dźwięk” wcale nie słabną, odłożyłem Dianę Panther 21 i wziąłem jej większą siostrę. To samo – dym, huk podczas strzału, a nawet jakby błysk z lufy. I potężne wierzgnięcie. Postanowiłem wrócić do domu, wyczyścić wiatrówki, odpowiednio nasmarować i spróbować jeszcze raz.
Wyjście do lasu nie było jednak tylko wielkim niepowodzeniem. Okazało się, że w warunkach rozproszonego, przyciemnionego światła światłowody w Pantherach świetnie się sprawdzają.

Oswoić panterę
Po dokładnym wyczyszczeniu wszystkich elementów, nasmarowaniu uszczelki tłoka i sprężyny poszedłem znów na łąkę. Szczęśliwie nie było już ani koni, ani krów i Panthery mogły spokojnie rozpocząć swoje polowanie. Na tarcze i metalowe wiewiórki.
Diana Panther 21 to lekka, młodzieżowa wiatrówka. Składna, wygodna. Naciągnięcie sprężyny jest łatwe, nie wymaga od strzelca wkładania w tę czynność nadmiernego wysiłku. Diana ta ma łamaną lufę, brak luzów na kostce obiecuje długie użytkowanie. Podobnie jak polimerowa osada, której nie straszny będzie ani piasek, ani woda.
Podczas strzelania z małej pantery doszedłem do jeszcze jednego wniosku, iż strzelanie z muszką i szczerbinką jest niemal tak przyjemne jak z lunetą. Co prawda nie widać, jak układają się przestrzeliny na 25 metrze. Jednak kiedy podchodzi się do tarczy, można zauważyć, że wszystkie są całkiem blisko środka.
Natomiast nie ma cudów – wiatrówka ma małą moc. Żeby strzelać z niej na większe odległości, trzeba nauczyć się odkładać sporą poprawkę. Kiedy strzelałem do półlitrowej puszki postawionej w odległości 50 metrów, musiałem celować powyżej niej, żeby w ogóle trafić. Celne strzelanie do tarczy moim zdaniem ma sens do maksymalnie 40 metra. Później najmniejszy powiew wiatru może znieść wolno lecący śrut o kilka centymetrów od tarczy.
Diana Panther 31 to już zupełnie innego kalibru zabawka, choć lufa ma akurat tę samą średnicę. Natomiast prędkość, z jaką wylatuje śrut powoduje szybsze bicie serca, a siła uderzenia skutecznie niszczy płaską ściankę kulochwytu. Towarzyszy temu również silne uderzenie kolby opartej na ramieniu, co akurat w stosunkowo lekkiej i bardzo silnej wiatrówce wcale mnie nie dziwi. Gdzieś ta energia skumulowana w sprężynie musi znaleźć ujście.
Bardzo płaska trajektoria lotu wzbudziła we mnie przekonanie, że mam do czynienia z wiatrówką, bliską limitu 17 J. Przy ustawieniu szczerbinki na mniej więcej 25 metrze trafiałem w okolice środka tarczy bez odkładania poprawki praktycznie od 15 metra do 35. Później poprawka była minimalna. Trafienie puszki z 50 metrów w przypadku strzelania z Panther 31 nie jest żadnym wyczynem. A puszka w takim spotkaniu nie ma szans, bo śrut przebija ją na wylot za każdym razem.
Po powrocie na działkę, postanowiłem zmierzyć prędkości wylotowe. Chronograf Combro na lufę, kilka strzałów i wszystko stało się jasne. Panther 21 to lekka, młodzieżowa wiatrówka o mocy ok. 9 J. Panther 31 to prawdziwa armata, a Exact 4,51 wystrzeliwany z niej opuszcza lufę z prędkością 248 metrów na sekundę. To powoduje, że wiatrówka ledwie mieści się w ustawowym limicie 17 J.

Ocena końcowa
Firma Diana znana jest z tego, że nie wypuszcza na rynek bubli. Wiatrówki Panther zdają się potwierdzać tę teorię. Sprawdzone systemy zaadaptowane ze znanych od lat modeli i włożone w polimerowe łoże to z jednej strony dobry, z drugiej zły pomysł. Zły, bo brak w wiatrówkach świeżości, jakichś niespotykanych i nowatorskich rozwiązań. Dobry, gdyż dostajemy sprzęt sprawdzony, uznany na całym świecie, bez wodotrysków, ale solidny. W tym wypadku opakowany w plastikowy łoże, które jednym będzie się podobać, innym mniej, ale niewątpliwie jest bardzo praktyczne i wiele przetrzyma. Dzięki plastikowi broń jest lekka, co w przypadku słabej Panther 21 może być dodatkową zaletą, gdyż młodzieżowa wiatrówka nie może być ciężka. Panther 31 w plastiku jest trudniejsza do opanowania z powodu dużej energii. Wadą jest, co ciekawe, występujące w obu egzemplarzach, nieosiowe wykonanie frezów pod montaż lunety, co utrudnia wyzerowanie optyki. Spust w dwudziestcejedynce mógłby być bardziej miękki, brak mu regulacji znanej z młodszej i większej siostry. Mimo to sprzęt wart jest swoich pieniędzy.
Spośród dużej oferty na rynku Panthery wyróżniają się dobrą jakością, przeciętną, niczym niewyróżniającą się, ale możliwą do zaakceptowania kulturą pracy i dużą starannością wykonania. Jeśli komuś nie przeszkadza plastikowa osada, to powinien rozważyć zakup jednej z czarnych panter.

Przegląd Strzelecki „Arsenał”, wrzesień 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz