czwartek, 15 września 2011

RAM





















W ciemności zarysował się kształt przeciwnika. Podniosłem karabinek, wycelowałem, strzeliłem. Spadającym na podłogę łuskom towarzyszyło jęknięcie oddalonego o kilka metrów przeciwnika. I w tym momencie skończyła się amunicja. Niepewny skutków wystrzelonej serii, wyjąłem z kabury pistolet i ostrożnie podszedłem bliżej przeciwnika. Na jego kurtce widać było ciemne plamy. Wygrałem.
Strzelać do człowieka w sposób bezkrwawy? Ćwiczyć praktyczne umiejętności strzeleckie, przyswajać kolejne warianty rozwiązań taktycznych, bez ponoszenia odpowiedzialności karnej z powodu postrzelenia człowieka? Wreszcie czerpać wiele przyjemności z zabawy ze znajomymi, o wiele więcej niż podczas komputerowych sesji Counter Strike’a? Jest to całkowicie możliwe.

Dawno temu w Ameryce…
Kiedy w 1970 roku James Hole opatentował pierwszy marker paintballowy, chyba nikt nie przypuszczał, jakim powodzeniem będzie się cieszył ten rodzaj rozrywki. Początkowo pistolety na kulki służyły farmerom do znakowania drzew i owiec. Dopiero w 1981 roku grupa znajomych spisała zasady zawodów sportowych i w czerwcu tego roku rozegrano pierwszą grę. Wzięło w niej udział 12 zawodników. Ich zadaniem było zdobycie flagi. Walczyli każdy z każdym, bez podziału na zespoły. Nowa dyscyplina, będąca sposobem na rozładowanie emocji, szybko się rozwijała. Dwa lata później rozegrano zawody z pulą nagród w wysokości 14 tysięcy dolarów. W 1984 roku paintball pojawił się w Australii, a po roku rozegrano pierwsze zawody w Anglii. Tak trafił on do Europy.
Pojawiły się liczne warianty gier zespołowych: „zdobycie flagi”, „odbicie zakładnika”, „zabij VIP-a” – to tylko niektóre ze scenariuszy, od lat rozgrywanych na całym świecie. Zasada paintballu jest prosta. Marker – pistolet, czy karabin, za pomocą sprężonego powietrza wystrzeliwuje kulki z farbą. Te, trafiając w cel, rozpryskują się i w ten sposób łatwo się zorientować, gdzie trafił pocisk. Zabawa jest dość bezpieczna, trzeba tylko przestrzegać podstawowych zasad, na przykład nosić na twarzy maskę chroniącą oczy i częściowo szyję. Nie poleca się strzelania w szortach i koszulce z krótkim rękawem. Postrzał nie jest przyjemny. Pamiętam, gdy kiedyś dostałem serią po plecach – sińce miałem przez kilka dni. Z drugiej strony dodaje to tylko zabawie pewnej pikanterii, a myśl o tym, żeby nie dać się trafić, podnosi poziom adrenaliny podczas rozgrywki…
Zabawy i rozgrywki. Tak, paintball to wspaniała zabawa. Jednak nie dla wszystkich. Niektórzy traktują to jako pracę.

Daleko na wschodzie…
Klasyczny marker do Paintballu w niczym nie przypomina prawdziwej broni. Wielka grucha, nierzadko w jaskrawe kolory, będąca magazynkiem na kulki, doczepiona od dołu lub z boku butla ze sprężonym powietrzem. Sprzęt idealny do zabawy.
W 1996 roku w dalekim Hong Kongu panowie Liang Guodong i Lee Chi Keung opracowali założenia systemu RAM – Real Action Marker. Wykorzystując pomysł na bezpieczne strzelanie kulkami z farbą, postanowiono, że markery muszą jak najdokładniej przypominać prawdziwą, ostrą broń, mieć podobną wagę, a magazynki na kulki ograniczoną, w stosunku do klasycznych markerów, pojemność. Zasilane byłyby ze standardowych nabojów CO2, takich samych, jakie wykorzystywane są w wiatrówkach. Repliki RAM w założeniu miały służyć do treningu dla oddziałów wojskowych, policyjnych i jednostek paramilitarnych. Przy wykorzystaniu takiego sprzętu można z powodzeniem ćwiczyć, aż do znudzenia, kolejne warianty odbicia zakładnika. Odbywałoby się to sposób bezpieczny, a przede wszystkim tani. Zestaw kulek kosztuje niewiele więcej niż jeden prawdziwy nabój. Łuski nadają się do wielokrotnego użytku. Co więcej – strzelać można nie tylko kulkami z farbą, ale i z twardego silikonu. Taka amunicja jest właściwie niezniszczalna.
Mamy więc same zalety. A czy są wady? Do redakcji dotarły dzięki firmie Kolter dwa modele markerów, karabinek RAM 9 R i pistolet Walther P 99 RAM. Z przyjemnością przystąpiłem do testów.

Pistolet Bonda na kulki
Walther P 99 RAM już na pierwszy rzut oka sprawia bardzo dobre wrażenie. Polimerowy szkielet, metalowy, oksydowany na czarno zamek do złudzenia przypominają prawdziwą broń. Elementy ruchome, szczelina wyrzutnika łusek – to wszystko sprawia, że początkowo trudno się zorientować, że to tylko pistolet na kulki.
Z zewnątrz od oryginału, poza kilkoma drobiazgami różni go tylko, widoczny od spodu chwytu, wkręcany pojemnik na nabój CO2. Jako że mamy do czynienia faktycznie z wiatrówką, siłą rzeczy próbuję porównać to do innego produktu niemieckiej firmy Umarex – Walthera CP 99. Wiatrówka na śrut nie ma systemu blow-back, ani wkręcanego od spodu pojemnika na gaz, a przede wszystkim, tak wielkiej lufy. Kaliber broni RAM wynosi .43. Wylot lufy naprawdę robi wrażenie, aż się nie chce zaglądać do środka. Budzi respekt. Jeśli ktoś nie wie, że amunicją jest kulka z farbą lub z silikonu, można się całkiem nieźle przestraszyć.
Obsługa pistoletu jest prosta. We wkręcany w chwyt pojemnik wkładamy nabój CO2. Dokręcamy do końca i pistolet ma już zasilanie. Teraz trzeba, naciskając dźwignię przy osłonie spustu, wyrzucić magazynek na kulki. Mieści się w nim 10 sztuk. Tu mała uwaga – o ile nie ma problemu, żeby długo przechowywać magazynek z kulkami silikonowymi, o tyle kulki z farbą mają tendencję do odkształcania się. Po kilku godzinach pozostawania w magazynku nie nadają się one już do strzelania.
Przed oddaniem pierwszego strzału należy załadować kulkę, przez ściągnięcie do tyłu zamka. Z tyłu zamka, podobnie jak w oryginale, pojawia się czerwony znacznik napiętego kurka. Broń jest gotowa do strzału. Jeśli chcielibyśmy ją zabezpieczyć, należy zwolnić kurek przyciskiem w górnej części zamka. Wszystko odbywa się jak w prawdziwej broni. Widać, że projektanci poważnie potraktowali założenia RAM i postarali się o jak najdokładniejsze odwzorowanie P 99.

Walther w akcji
Spust działa bardzo miękko. Oddanie strzału jest związane z ruchem zamka do tyłu i późniejszym powrotem do przodu. W wiatrówkach taki system nazwano blow-back, ma on imitować ruch wsteczny zamka prawdziwego pistoletu. W RAM ruch ten jest bardzo delikatny. Spodziewałem się, że będzie bardziej „kopać”, przynajmniej tak, jak w innym pneumatycznym Waltherze – CP 99 Compact. Tu jednak wszystko jest za słabe. Brak też charakterystycznego szczęku zamka przesuwającego się po prowadnicach. Szkoda, można byłoby to rozwiązać dużo lepiej.
Producent określa prędkość wylotową kulki na poziomie 80 metrów na sekundę, co się zgadza. Wielki pocisk (prawie 11 milimetrów średnicy), zwłaszcza będący kulką z farbą w jakimś jaskrawym kolorze, jest całkiem dobrze widoczny podczas lotu. Zmierza do celu jak po linii. Mimo że lufa nie jest gwintowana, a pocisk lekko podkalibrową kulą, pistolet ma bardzo dobrą celność. Podczas strzelania do tarczy na 15 metrów, w otwartym terenie przy bezwietrznej pogodzie, wszystkie strzały trafiały w obrębie czarnego pola, niszcząc tarczę całkowicie. Tu nie ma małych, łatwych do określenia dziurek w tarczy, ale wielkie dziury. Po wystrzeleniu pełnego magazynka, podarta tarcza do niczego się już nie nadaje.
Oczywiście RAM nie jest po to, żeby strzelać do tarczy… Umawiam się zatem z kolegą, na określenie przydatności pistoletu podczas strzelania do celów ruchomych. Jednym słowem – do siebie. Kolega z klasycznym markerem, ja z Waltherem. Kto pierwszy trafi „wroga”, wygrywa. To był zły pomysł. Zanim podszedłem do niego na odległość strzału, już w moim kierunku poleciała seria z automatu. Nie miałem żadnych szans. Żeby trochę je wyrównać, kolega postanowił zmienić swoje uzbrojenie. Na scenę wkroczył RAM 9 R.

Do szturmu!
Karabin jako żywo przypomina ostrą broń. Jest metalowy, oksydowany. Nawet rozkłada się jak prawdziwy. Magazynek mieści 25 naboi. Właśnie – naboi. W przeciwieństwie do Walthera tu silikonowa kulka lub kulka z farbą włożona jest do specjalnej łuski przed wsadzeniem do magazynka. Bez tych łusek kulki z farbą mogłyby popękać w środku magazynka. A nawet, jeśli tak by się nie stało, to konstrukcja zaworu nie pozwala na to, żeby kulka bez łuski dostała dawkę CO2, wystarczającą do wylotu z dużą prędkością przez lufę. Po prawej stronie zamka znajduje się wyrzutnik łusek, który można zamknąć osłoną zapobiegającą zabłoceniu lub zapiaszczeniu komory. Otwiera się ją przez naciągnięcie dźwigni przeładowania. Wszystkie te operacje cieszą ewentualnego użytkownika i dają mu złudzenie obcowania z prawdziwym karabinkiem szturmowym. Podczas strzału puste łuski wypadają przez otwór wyrzutnika. Tego nie ma w żadnej innej wiatrówce, a decyduje o dużej atrakcyjności sprzętu. Kiedy strzela się w hali fabrycznej lub innym pomieszczeniu z utwardzoną podłogą, dźwięk upadających łusek brzmi jak najpiękniejsza muzyka.
Karabinek jest składny, krótka lufa i wygodna w obsłudze konstrukcja znacznie ułatwia operowanie markerem, zarówno w otwartym terenie, jak i w gęstym lesie czy pomieszczeniach. Ma dość dużą celność. Zasilany 88-gramowym nabojem CO2, wystrzeliwuje kulki z wystarczającą prędkością do tego, żeby można było trafić cel z odległości około 25–30 metrów. Pod warunkiem, że cel stoi nieruchomo. Kulki są na tyle duże, że kilka razy udało mi się, niczym Neo w Matriksie, uchylić przed nadlatującym pociskiem.
Wady? Oczywiście są. Jedną, podstawową jest to, że karabin nie strzela seriami. Przełącznik trybu ognia ma trzy pozycje: zabezpieczony, ogień pojedynczy i ogień ciągły. Niestety, dwie ostatnie różnią się między sobą tylko nazwą, a naciśnięcie spustu powoduje, że lufę opuszcza tylko jedna kulka. Jeśli opuszcza, gdyż zdarzają się i to wcale nie tak rzadko, zacięcia. Kulka wylatuje bądź nie, a łuska zakleszcza się w zamku i trzeba ją wygrzebywać pilniczkiem. W ferworze walki takie zacięcie najczęściej oznacza, że wypada się z gry.

Co z tym zrobić?
Przyznam, że trudno jednoznacznie podsumować testowane wiatrówki RAM. Z jednej strony stanowią one doskonałe zabawki. Blow-back Walthera, czy łuski wypadające z karabinu, dają poczucie, że ma się w ręku coś więcej niż tylko wiatrówkę. Pięknie wykonane, przypominają prawdziwą broń.
Jako wiatrówki jednak nie bardzo się nadają do użytku dla przeciętnego nabywcy. Decyduje o tym wielki kaliber, kulki bowiem dosłownie rozszarpują tarczę. Strzelanie na więcej niż 20 metrów do tarczy jest już bardzo trudne z powodu gładkiej lufy i kształtu pocisków.
Jako markery do Paintballa też się nie spotkają się z dużym zainteresowaniem klientów. W typowej rozgrywce przeciętny zawodnik wystrzeliwuje setki kulek na godzinę. Przeładowanie co chwila magazynka pistoletu, który mieści 10 kulek równa się wystawieniem na pewną przegraną. Pojemność magazynka w RAM R 9 także nie może się równać z typowym markerem.
Czy RAM sprawdza się podczas szkolenia? Tego nie wiem. Na pewno nie daje takiego samego odrzutu, co prawdziwy pistolet. Z drugiej strony jednak może być z powodzeniem użyty do trenowania wariantów taktycznych w typowych scenariuszach ćwiczonych przez oddziały policyjne. Niski koszt broni, o wiele tańsza amunicja, a przede wszystkim zagwarantowanie całkowitego bezpieczeństwa uczestnikom takich ćwiczeń to zalety, które trudno przecenić.
Jeśli ktoś chciałby mieć pistolet RAM, żeby móc postrzelać sobie przy grillu na działce, to raczej odradzałbym ten zakup. Szybko może się okazać, że ulubiona zabawka zostanie rzucona w kąt. Pistolety i karabiny RAM okażą właściwym wyborem dla tych, których strzelanie do tarcz już przestało interesować, a chcieliby poczuć emocje, jakie towarzyszą policjantom i żołnierzom podczas wykonywania misji. RAM zainteresuje te osoby, które nie bawi już paintball, a próbują znaleźć coś, co podniesie poziom autentyczności improwizowanych akcji.

Przegląd Strzelecki „Arsenał”, lipiec 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz