piątek, 9 września 2011

Szperaczem w wiewiórkę

Kiedy Jerzy Bielecki przyniósł do redakcji latarki Fenix, ucieszyłem się. Zapowiadało się, że wreszcie będę miał możliwość wziąć udział w nocnych zawodach HFT, zaopatrzony w takie źródło światła, dzięki któremu nie będę miał kłopotów z odnalezieniem celów pochowanych w krzakach. Kiedy więc przyszło do wyjazdu na Mistrzostwa Polski w FT/HFT w Babilonie, zapakowałem cały sprzęt, trzy latarki wraz z montażami i z nadzieją pojechałem walczyć o jak najlepsze miejsce.
Nocne HFT to bardzo specyficzna dyscyplina. Nie dość, że trzeba strzelać do figurek, których często nie trafiło się wcześniej za dnia, to jeszcze robi się to w nocy. A po ciemku sprawa wygląda zupełnie inaczej niż w dziennym świetle. Odległości wydają się większe, odnalezienie figurki schowanej za drzewem często jest sporym problemem. Czasem strzela się nie do tej, do której strzelać się powinno – dopiero po strzale okazuje się, że padła figurka ze stanowiska obok. W dzień rzadko kiedy są takie problemy, widać cele wyraźniej, widać prowadzące do nich sznurki. Nocne strzelanie może być prawdziwym koszmarem. Dlatego warto zaopatrzyć się w dobrą latarkę, dzięki której uda się trochę rozjaśnić mrok.

TK 11
Mój faworyt. Latarka jest mała i dość lekka. Zamontowana na karabinku Steyr LG 110 HP przy pomocy montażu MK 185 wyglądała jak element wyposażenia fabrycznego. Karabin nie ciążył na lufę, wszystko grało tak jak powinno. Jedyny minus to pewna niedogodność w postaci miejsca zamontowania. W steyrze kartusz trzeba wykręcić do ładowania, więc żeby móc to zrobić przy latarce zamontowanej pod lufą, należało za każdym razem zsunąć montaż z karabinka. Na szczęście robi się to rzadko, wystarczy raz przed zawodami.
Latarka daje trochę zimne, ostre światło. Nie miałem najmniejszych kłopotów z odnajdywaniem celów, nawet tych dalekich, ukrytych w krzakach. Także czas pracy jest w zupełności wystarczający. Zawody trwały kilka godzin, przez ten okres nie zaobserwowałem najmniejszego spadku jasności promienia.
Latarkę włącza się przyciskiem z tyłu. Miałem co prawda do niej dodatkowe akcesorium w postaci włącznika żelowego, ale ten się nie sprawdził. Łatwiej mi było włączyć latarkę przyciskiem z tyłu i szukać celu, a następnie go ostrzelać, niż wykonywać te same czynności, trzymając wciśnięty przycisk włącznika żelowego. Może to kwestia przyzwyczajenia, jednak na zawodach bez żalu po pierwszych celach zrezygnowałem z używania włącznika żelowego.

LD 20
Mniejsza od TK 11 i lżejsza. Używana przez kolegę, z którym szedłem w grupie. Przymocowana do karabinka AirArms S 400 za pomocą montażu rowerowego Fenix. Z początku wydawała mi się równie dobra jak TK 11. Światło nie tak zimne, choć jest też minimalnie słabsze. Jednak różnica w ilości lumenów nie wydaje się jakoś znacząca i latarka tak samo jak TK 11 nadaje się na tor. Kolega przymocował ją do lufy. Całość z montażem była na tyle lekka, że punkt trafienia się nie zmienił.
Posiadacz takiej latarki musi jednak liczyć się z tym, że baterie nie wytrzymają kilku godzin zawodów. Pod koniec naszej nocnej rywalizacji ledwo widać było cele oddalone kilkanaście metrów od stanowiska. Niestety, nikt z nas niemiał zapasowych baterii.

TA 30
Olbrzym. Ten model latarki użyczyłem szwagrowi, który debiutował na zawodach strzeleckich z karabinkiem HW 100. Także ona została zamontowana za pomocą montażu rowerowego, w tym wypadku firmy Led Lenser. Niestety, nie dało się tego olbrzyma w jakiś rozsądny sposób umocować pod lufą, więc zamontowaliśmy go na lunecie. Całość nie była już tak filigranowa jak w przypadku TK 11 czy LD 20. Latarka przymocowana do pancernie wyglądającej lunety Leapers, postawionej na dosyć krótkiej i lekkiej wiatrówce HW 100 SK wyglądała jak wielki reflektor, szperacz na samochodzie terenowym. Jeśli chodzi o siłę światła, to różnica między TK11 a TA 30 jest nieznaczna. Według producenta TA30 świeci dużo dłużej, ma więcej trybów, ale dla większości z nich i tak nie znajduje się zastosowania na zawodach NHFT. TA 30 to dobra latarka do zastosowań ogólnych, jednak na zawody jest moim zdaniem za ciężka i za duża.

Podsumowanie
Każdy z trzech modeli dzielnie oświetlała blaszane wiewiórki w lesie. Po tych zawodach jestem przekonany, że latarka o mocy trochę ponad 200 lumenów w zupełności wystarczy do oświetlania celów stojących w lesie do 40 metrów od stanowiska strzeleckiego. Oczywiście im więcej, tym lepiej, ale też przeważnie dużo drożej. Wspomniane latarki są tanie, to ich niezaprzeczalnie jedna z największych zalet. Są dobrze, solidnie i estetycznie wykonane, każda z nich pracuje dość długo. Jedynie w przypadku LD 20 należy pamiętać o załadowaniu akumulatorów o większej pojemności lub zapasowych bateriach. TK 11 i TA 30 będą świecić wystarczająco długo, by udało się przejść bez stresu cały tor, na który składa się kilkadziesiąt celów.
Jednak, choć każda z nich nadaje się do NHFT, to moim faworytem pozostanie TK 11. Lekka, mała, dająca mocny promień światła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz