poniedziałek, 5 września 2011

Trochę inne muzeum




















Powstanie Warszawskie, jeden z najbardziej krwawych zrywów w historii Polski do dziś budzi wiele emocji. Historycy wciąż zadają sobie pytanie, czy ono powinno wybuchnąć, czy nie. Czy właściwa była data, czy wybuchło za wcześnie, czy za późno. Może istniała jakaś szansa przechwycenia władzy w stolicy Polski zanim wkroczą do niego wojska sowieckie? Niezależnie jednak od naukowych rozważań, powstanie od lat było na ustach wszystkich, nie tylko warszawiaków.
To, że po pięciu latach okupacji, w warunkach konspiracji i wszechobecnego terroru udało się wyszkolić, w minimalnym chociaż stopniu uzbroić i wysłać w bój tysiące młodych chłopców i dziewczyn, graniczy moim zdaniem z cudem. Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, że wraz z odzyskaniem niepodległości w Polsce międzywojennej bardzo duży nacisk kładziono na wychowanie patriotyczne. Patriotyzm wysysało się z mlekiem matki, później uczono o niej w szkołach i na zbiórkach harcerskich. To właśnie dlatego tak wielu spośród przedwojennych harcerzy brało podczas okupacji czynny udział w konspiracji, małym sabotażu, czy później wchodziło w skład oddziałów szturmowych Armii Krajowej.
Duch narodu, to także jego historia. Nauczana w szkole, opowiadana przez starszych, pokazywana w muzeach. Historia, czasem niełatwa, czasem zakazana. O Armii Krajowej przez wiele lat po wojnie nie wolno było mówić. Za przynależność do Kedywu czy Szarych Szeregów wielu zapłaciło najwyższą cenę w kazamatach Urzędu Bezpieczeństwa. Historia Powstania Warszawskiego opowiadana była tylko po cichu, w tajemnicy. O muzeum można było tylko pomarzyć.

Trudna historia
Pierwsze pomysły dotyczące powstania takiego muzeum pojawiły się zaraz po wojnie. Planowano usypać wielki kopiec z gruzów zwiezionych z różnych części miasta i na jego szczycie zbudować gmach. Szybko pomysł umarł, zamiast tego zaczęto mówić o zaplutych karłach reakcji i Armii Krajowej stojącej z bronią u nogi lub walczącej z dzielną armią sowiecką.
Odwilż w 1956 roku przyniosła Polsce odrobinę wytchnienia. Jednak nie na tyle, żeby stworzyć dobry klimat polityczny dla budowy muzeum. Władza wciąż się bała mówić otwarcie o patriotyzmie żołnierzy AK, pokazywać co się stało z miastem na skutek walk i decyzji politycznych, które zapadły w Berlinie i Moskwie. Nie sposób było w tamtych czasach mówić o dwóch wrogach.
Nadzieje odżyły w 1980 roku. Wraz z powstaniem Solidarności pojawił się pomysł budowy muzeum. Utworzono komitet, w skład którego weszli między innymi profesorowie A. Gieysztor i H. Samsonowicz. Wpisano do rejestru zabytków ruiny gmachu Banku Polskiego. Budynek ten, zniszczony częściowo podczas ciężkich walk o Stare Miasto w 1944 miał być, w zamyśle, siedzibą muzeum. Niestety, wkrótce wprowadzono stan wojenny, komitet centralny PZPR dalej blokował inicjatywę. Jedyne, co udało się osiągnąć, to zbieranie pamiątek z powstania i utworzenie przy Muzeum Historycznym m. st. Warszawy oddziału poświęconego Powstaniu Warszawskiemu.
Po roku 1989 znów wrócono do starej koncepcji, według której miano zbudować przy ul. Bielańskiej muzeum. Zawirowania prawne, odsprzedanie nieruchomości prywatnej spółce, przez wiele lat odbierały nadzieję żyjącym wciąż powstańcom na to, że będą mieli gdzie przekazać swoje zbiory i pamiątki.
Wreszcie zapadły decyzje. Miasto przekazało na rzecz Muzeum Powstania Warszawskiego teren dawnej elektrowni tramwajowej przy ulicy Przyokopowej. Prace ruszyły pełną parą.

Muzeum inne niż wszystkie
Muzeum Powstania Warszawskiego oficjalnie otwarto 31 lipca 2004 roku. Do tego dnia udało się otworzyć zaledwie część ekspozycji, zresztą placówka organizuje się do dzisiaj. Oprócz stałej ekspozycji przygotowywane są wystawy czasowe. Czasem coś ulega zmianie, jak na przykład sala małego powstańca czy ekspozycja poświęcona poczcie polowej i łącznikom harcerzom.
Ściszono „serce powstania”, jednostajne dudnienie gdzieś z głębi gmachu, które było niezwykle przejmujące w dniu inauguracji. Dziś jest słyszalne, w każdym zakątku gmachu, ale wyraźnie bardziej ciche.
Serce to nie jedyny dźwięk. Zewsząd dochodzą odgłosy wystrzałów, słychać nurkujące bombowce, nawoływania o pomoc, okrzyki rannych i walczących. W kilku miejscach umieszczono monitory, na których wyświetlane są fragmenty takich filmów o powstaniu, jak „Kanał” czy „Kolumbowie”. Na ścianie wiszą telefony. Wystarczy podnieść słuchawkę, żeby wysłuchać opowiadań tych, którzy przeżyli.
Przejmujące i zapadające w pamięci jest przejście kanałem. W czasie powstania służyły komunikacji odciętych od siebie części miasta. Kanałami ewakuowano rannych i żołnierzy ze Starówki, potem z Czerniakowa i Mokotowa. W szlamie, ciemnościach, w ciszy, przez wiele godzin przechodziło się z jednej dzielnicy do drugiej, niezajętej przez Niemców. W muzeum jest taki kanał. Oczywiście suchy, nawet bez śladów nieczystości i o wiele krótszy. Jednak wejście do niego, przejście kilkunastu metrów w ciemnościach, kiedy z głośników dochodzi dźwięk „płynącej pod nogami wody i ścieków” nie należy do rzeczy łatwych i przyjemnych. Pracownicy muzeum widzieli już wiele osób, dla których trzeba było zapalić w kanale światło i wyciągnąć je stamtąd, bo wpadali w panikę.
Muzeum jest inne niż większość takich placówek na świecie i jedyne w Polsce. Zwiedzając ekspozycję zwiedzający są stopniowo wprowadzany w atmosferę tamtych dni. Przez wrzesień 1939 roku, publiczne egzekucje, łapanki, terror dochodzimy do dnia 1 sierpnia 1944 r. Czuć radość tamtych dni, pierwszych chwil wolności. Potem, zwiedzając kolejne sale widzimy rzeź Woli, płonące Stare Miasto. Wszechobecny ból, cierpienie, zmęczenie. Wreszcie zwątpienie, ale i determinację, żeby walczyć, wytrwać, wypełnić rozkaz.
Tu prawie nie ma gablot ze zdjęciami i broni pochowanej za szkłem. Tu są popękane mury, ślady po pociskach, „groby” powstańców na podłodze, zbiorowa mogiła zasypanych. Człowiek zaczyna się kulić, kiedy znów słyszy nurkujący bombowiec. Przechodząc obok barykady słyszymy serię z karabinu. Nam udaje się przejść „pod ostrzałem”, jednak budzi to refleksje i zmusza do myślenia nad losem tych wszystkich, którym się nie udało.

Przegląd Strzelecki „Arsenał”, lipiec 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz