wtorek, 13 września 2011

Trzej muszkieterowie




























Atos, Portos i Aramis. Każdy z nich był inny, lecz każdy tak samo doskonałym był fechmistrzem. Kto wszedł im w drogę, zwykle źle kończył, przebity szpadą w precyzyjnym pchnięciu. Podobnie precyzyjne są trzy wiatrówki, które w tym miejscu chciałbym porównać.
Każda z nich jest trochę inna. Dwie angielskie, jedna niemiecka. Dwie eleganckie, trzecia solidna aż do bólu. Wszystkie trzy są bliskie doskonałości. Strzelając z każdej z nich, można wygrać dowolne zawody strzeleckie w kategorii HFT 2, a bywało, że i FT 2 wygrywali właściciele tych karabinów. Wśród wszystkich wiatrówek sprężynowych w limicie ustawowym 17 J dostępnych na rynku, te cieszą się chyba największym powodzeniem. Najczęściej zadawanym pytaniem jest, którą z nich wybrać. Czy lepsza będzie niemiecka Weihrauch HW 97 K, czy może któryś z angielskich AirArmsów? A jeśli tak, to która? TX 200, czy może ProSport? A najgorsze jest to, że żadna z nich nie jest lepsza od pozostałych. Każda jest inna, ale wszystkie jednakowo dobre.

Pierwsze wrażenie
Wszystkie trzy wiatrówki są dostarczane do klientów w typowych tekturowych pudełkach. Anglicy w środku dają tekturowe przegródki, Niemcy kawałkami styropianu unieruchamiają karabin na czas transportu. W zasadzie żadne z tych rozwiązań nie zabezpiecza broni w sposób optymalny i pozostaje jedynie mieć nadzieję, że kurier nie będzie rzucał naszym cennym nabytkiem w samochodzie i ani osada, ani system nie uszkodzą się.
Na plus AirArmsa należy zapisać, że dodatkowo dołącza zestaw kluczy imbusowych do swoich produktów, dzięki czemu można wyregulować spust według własnych preferencji. Ja znalazłem w pudełkach także smar do broni Napiera, firmy która zdaje się blisko współpracować z AirArms, ale były to próbki reklamowe i chyba nie można mieć nadziei, że taki smar będzie zawsze dołączany. Dodatkowo w pudełku, oprócz wiatrówek, znajdowały się instrukcje obsługi, drukowane w języku polskim oraz oryginalne po angielsku. Niemiecki Weihrauch nie rozpieszcza klientów – oprócz karabinka i instrukcji nie znajdziemy w środku żadnych dodatków, jeśli nie liczyć styropianowych usztywniaczy. Po wyjęciu wiatrówek z pudełek, naszym oczom ukazuje się piękno w czystej postaci.
HW 97 K to klasyczna wiatrówka z naciągiem dolnym. Bukowe łoże jest proste w formie i bardzo funkcjonalne. Wysoka baka i brak otwartych przyrządów celowniczych skłaniają do zamontowania lunety. W tym celu na górze systemu można znaleźć klasyczną szynę 11 mm, dodatkowo z trzema wgłębieniami na kołek stopujący montażu. Przyda się. Są rozstawione dość szeroko, dzięki czemu można montaż przesuwać w kierunku przód–tył w dość szerokim zakresie. Osada ma ryflowania na chwycie i pod lufą, proste w formie, ale bardzo funkcjonalne. System jest oksydowany w ten szczególny, niemiecki sposób, w kolorze głębokiej czerni. Niekiedy spotyka się egzemplarze o lekko brązowym zabarwieniu, co nie jest wadą, tylko po prostu pewna partia tak miała. Oksydowane są zarówno system, jak i lufa. Lufa zakończona jest pseudo-tłumikiem. Właściwie nigdy nie wiadomo, czy na końcu jest tłumik, czy kompensator, obie wersje na pozór z zewnątrz niczym się nie różnią. Tyle tylko, że wersja z tłumikiem więcej kosztuje. Od spodu końcówki lufy zamontowane jest gniazdo zaczepu dźwigni naciągu. Dźwignia kończy się przyciskiem, którego naciśnięcie uwalnia ją z obejmy i dopiero wtedy można napiąć sprężynę. Na końcu systemu, nad spustem, znajduje się przetykowy bezpiecznik. Z jednej strony pomalowano go na czerwono i z własnego doświadczenia wiem, że jeśli kogoś ta farba drażni, to nie będzie musiał się z nią długo męczyć – po jakimś czasie ściera się i nie pozostaje po niej najmniejszy ślad.
HW 97 występuje w dwóch wersjach – HW 97 K i HW 97 L. Różnią się one długością lufy. Ponadto także tym, że tej drugiej właściwie próżno by szukać w polskich sklepach, występuje równie często jak czarny nosorożec w Puszczy Kampinoskiej.
Trochę bardziej elegancką wiatrówką jest AirArms TX 200. Tu widać, iż producent uznał, że dobra wiatrówka może być nie tylko celna, ale jeszcze mieć swój styl. O ile HW 97 K występuje właściwie wyłącznie w osadzie bukowej (choć jest wersja w laminacie o zielonkawym lub niebieskim odcieniu), o tyle TX 200 może być zarówno w osadzie bukowej, jak i orzechowej. Ta druga często jest tak piękna, że człowiek zanim zacznie strzelać, będzie godzinami podziwiał układ słoi i kolor drewna. Do tego dochodzi bogaty wzór ryflowania osady, z nacięciami w kształcie rybich łusek i dodatkowo ornamentem roślinnym. Nacięcia spełniają taką samą funkcję, jak te w HW 97 K, czyli ręka się nie ślizga po drewnie, ale za to jak wyglądają! Znam wielu strzelców, którzy taki wzór nazwaliby „cepeliada”, jednak mnie się podoba.
TX 200 tak samo jak niemiecka wiatrówka, także występuje w dwóch wersjach, a wersja z krótką lufą nosi oznaczenie AA TX 200 HC (Hunter Carbine). Jest wyjątkowo składna i celna, w niczym nie ustępuje dłuższej wersji i w przeciwieństwie do HW 97 Lang jest ogólnodostępna. AirArms, podobnie jak niemiecki Weihrauch, pokrywa oksydą zarówno system jak i lufę, żaden element wiatrówek sprężynowych nie jest malowany. Oksyda angielska ma jednak inny odcień, bardziej granatowy. I niestety nie ma takiej trwałości jak niemiecka – po długotrwałym użytkowaniu HW 97 K nie miałem żadnych śladów na dźwigni przeładowywania, natomiast wielu użytkowników TX 200 narzeka na to, że spoconymi rękami podczas obsługi karabinka zwyczajnie ścierają oksydę, szczególnie właśnie z dźwigni przeładowywania.
Od tej wady wolny jest AirArms ProSport. Ten ma dźwignię wykonaną z aluminium, nic się nie ściera, a w dodatku tej dźwigni… prawie nie widać! Chowa się w łożu tak sprytnie, że z boku łatwo pomylić tę wiatrówkę z myśliwskim sztucerem. Trzeba zresztą nadmienić, że ze sztucerem wyjątkowej urody. O ile podobało mi się ryflowanie i w ogóle osada w TX 200, to ProSport jeszcze ją pobił w kategorii elegancja. Nie ma rybiej łuski, za to delikatna kratka, a ornament roślinny to dzieło sztuki. Albo cepeliada do kwadratu, jak kto woli.

Obsługa
Wszystkie wiatrówki mają lufy w sposób trwały połączone z systemem, a sprężynę napina się dźwignią, znajdującą się pod lufą. Każda z nich ma bezpiecznik na końcu systemu, równie łatwo obsługiwany kciukiem ręki, trzymanej na chwycie. Żadna z nich nie ma otwartych przyrządów celowniczych, każda ma dość wysoko podniesioną bakę. I to w zasadzie koniec podobieństw…
Weihrauch jest w mojej ocenie najprostszą z tych konstrukcji. Żeby napiąć sprężynę, należy najpierw nacisnąć przycisk na końcu dźwigni, następnie pociągnąć ją w dół aż do końca, po czym można ładować śrut. Po załadowaniu pozostaje już tylko zamknąć dźwignię ładowania, wcisnąć bezpiecznik i można strzelać. Ładowanie śrutu jest bardzo łatwe, ale tylko pod warunkiem, że nie założyliśmy bardzo długiej lunety. Zresztą, nawet krótka, ale z dokręconą osłoną przeciwsłoneczną może nam skutecznie zakryć port ładowania. Da się wówczas, co prawda, wiatrówkę załadować, ale wymaga to dużej zręczności w palcach.
Angielskie wiatrówki mają port ładowania przesunięty na bok. Takie rozwiązanie jest lepsze i… gorsze. Lepsze o tyle, że nawet gdy długa luneta stoi nad portem ładowania, to wciąż okno jest duże i wygodnie ładuje się śrut. Ja jednak męczyłem się przy tym bardzo, bowiem przyzwyczaiłem się przez lata użytkowania wiatrówek do tego, że śrut wkładam do lufy palcami lewej ręki.
A to już wymagało ode mnie przekręcania wiatrówki na bok. Pół biedy, gdy się stoi lub siedzi, ale gdy przeładowywałem w pozycji leżącej, kilka osób stojących dookoła miało niezłą zabawę, widząc moje pokazy ekwilibrystyczne.
W ogóle moje przyzwyczajenia spowodowały, że obsługa AirArms TX 200 sprawiała mi kłopot. Dlaczego? Żeby zatrzasnąć z powrotem dźwignię naciągu, należy nacisnąć bezpiecznik po prawej stronie zamka. Bezpiecznik sam w sobie nie jest taki zły, bez zwolnienia go nie ma szansy oddać pustego strzału i nie ma obawy, że rozpędzony tłok pokaleczy nam palce podczas wkładania śrutu do lufy. Ale po co to tak strasznie komplikować? Od razu spieszę z wyjaśnieniem, na czym polegał mój kłopot – karabin trzymałem za chwyt prawą ręką. Musiałem nacisnąć palcami lewej dłoni przycisk po prawej stronie osady i łokciem lewej ręki popchnąć dźwignię do góry. Da się to zrobić, ale z ergonomią nie ma wiele wspólnego. Pewnie byłoby prościej, gdybym miał system w wersji dla leworęcznych. Mógłbym zmienić przyzwyczajenia i zacząć dźwignię obsługiwać prawą ręką, ale do tego trzeba byłoby ją zdjąć z chwytu. Szkoda było moich nerwów, wolałem sięgnąć po ProSporta.
Tu mamy wszystko jak należy. Co prawda nadal port ładowania jest wycięty z prawej strony, ale przynajmniej nie ma już tej wstrętnej blokady naciągu, a kwestię bezpieczeństwa rozwiązano w taki sposób, ze system rygli nie dopuszcza do strzału, jeśli dźwignia pozostaje niedomknięta. Przyznam, że próbowałem kilka razy jak to działa i muszę powiedzieć, że chyba nie da się strzelić, omijając blokadę. Wystarczy lekkie odciągnięcie dźwigni i strzał nie pada. To zresztą może z czasem stanowić pewien problem, słyszałem bowiem od użytkowników ProSportów, że zaczep dźwigni z czasem się obluzowuje i dźwignia ma naturalne tendencje do opadania. Inna rzecz, że z tych wiatrówek oddano często dziesiątki tysięcy strzałów.
Chciałbym jeszcze na moment wrócić do HW 97 K. Proszę nie myśleć, że wiatrówka ta nie ma żadnego systemu zabezpieczającego przed zwolnieniem tłoka w trakcie ładowania śrutu. Ma, w postaci blaszki wchodzącej między elementy spustu w momencie, gdy dźwignia jest odciągnięta. Jednak, gdy kiedyś spojrzałem, jak cienka jest ta blaszka i stosunkowo delikatna, powziąłem silne postanowienie trzymania palców z daleka od spustu podczas ładownia śrutu. W tym wypadku zdrowy rozsądek jest chyba najlepszym bezpiecznikiem.
Każda z opisywanych wiatrówek ma podobnie działający bezpiecznik. Po każdym załadowaniu śrutu trzeba wcisnąć bolec z lewej strony systemu i można strzelać. Proste? Ale jakże skuteczne! Co więcej – niezawodne. Kilka razy tylko udało mi się na tyle delikatnie napiąć sprężynę w TX 200, że zaczep tłoka już wskoczył na właściwą pozycję, a bezpiecznik nie wskoczył w pozycję safe. Można by to chyba uznać za wadę, ale trzeba powiedzieć, że świadom tej słabości konstrukcji bardzo starałem się to zrobić i tylko kilka razy mi się udało. Podczas normalnego użytkowania, gdy dźwignię ściągamy do siebie zdecydowanym silnym ruchem ręki, nic takiego nie ma prawa nastąpić.

Regulacje
Można by zadać pytanie: A cóż takiego można regulować w wiatrówce sprężynowej? W PCP to wiadomo – energię przez długość sprężyny zbijaka i/lub powiększenie średnicy otworu zaworu. Spust też można wyregulować…
Otóż opisywane wiatrówki można świetnie wyregulować, podobnie jak wiatrówki PCP. Przede wszystkim spust. Niemiecki Weihrauch swego czasu był szczytem marzeń większości strzelców pneumatycznych, a to za sprawą regulowanego spustu typu Rekord. Za pomocą śrubki znajdującej się za spustem można zmiękczyć pracę spustu. Aż tyle i tylko tyle. AirArms poszedł o wiele dalej. Za pomocą kilku śrubek umieszczonych w okolicach języka spustowego można regulować długość drogi pierwszego stopnia, siłę potrzebną do ściągnięcia w drugim stopniu. Ta regulacja pozwala uzyskać spust równie twardy i przewidywalny, jak w sztucerach myśliwskich, a także delikatny – na muśnięcie – spust rodem niemalże z matchowych karabinków wyczynowych. No, może trochę przesadziłem, jednak miałem już w rękach takie egzemplarze TX 200, czy ProSporta, gdzie wystarczało niemalże położyć palec na spuście, żeby padł strzał. W rękach doświadczonego strzelca nie musi to być rozwiązaniem niebezpiecznym, ale bywa piekielnie skutecznym, jeśli zależy nam na precyzji i szybkości strzału. W HW 97 K taki spust pozostaje w strefie marzeń.
Regulować można też energię wiatrówki, choć jest z tym trochę zabawy. Przede wszystkim trzeba wyjąć sprężynę i w zależności od tego, co chcemy osiągnąć, albo wymienić ją na dłuższą (większa energia), albo założyć jakąś podkładkę (też większa energia), albo skrócić, osiągając z reguły wyższą kulturę pracy przy niższych prędkościach wylotowych śrutu. Z własnego doświadczenie wiem, że aby wyregulować prędkość wylotową na poziomie około 242 metrów na sekundę, musiałem kilkukrotnie rozebrać HW 97 K i przycinać po kawałeczku sprężynę (wcześniej kupiłem nową sprężynę z wersji FAC – powyżej 17 J). Zabawy było co niemiara, tym bardziej, że rozkładanie wiatrówki sprężynowej wiąże się nie tylko ze smarowaniem sprężyny, czyli raczej brudną pracą, ale też w przypadku HW 97 K z pokonaniem sporego napięcia wstępnego sprężyny podczas skręcania systemu. Podobno napięcie wstępne w TX 200 jest dużo mniejsze, a i sam demontaż wiatrówki łatwiejszy i przyjemniejszy, ale nie mam tu żadnych doświadczeń.

Strzelanie
O klasie wiatrówki, obojętne czy PCP, zasilanej CO2, czy sprężynowej świadczy jej celność. Oczywiście zawsze najważniejszy jest strzelec. Są tacy, o których się mówi, że nawet z rury kanalizacyjnej potrafią zrobić dobre skupienie, jednak klasa sprzętu jest niezwykle istotna. Zwłaszcza, jeśli postanowi się pojechać na jakieś zawody i wystartować w kategorii HFT 2. Tu, mimo licznych typów i modeli wiatrówek sprężynowych, zdecydowanie najczęściej używane są HW 97 K, TX 200 i ProSport. Dlaczego?
Bo są najcelniejsze. To oczywiście spore uproszczenie z mojej strony, jest wiele więcej celnych wiatrówek. Jednak żadnej z opisywanych nic nie brakuje.
Z każdej z nich można bez najmniejszego problemu wystrzelać skupienie na poziomie 15 mm na 25 m. Na dystansach typowych dla konkurencji HFT, czyli do 41 m nie jest żadnym osiągnięciem trafienie nakrętki po plastikowej butelce. Tradycyjnie na tej odległości ustawiane są na zawodach figurki FT ze strefą trafienia o średnicy 40 mm. Położenie takiej figurki jest może wyzwaniem dla strzelca, ale nie dla karabinka.
Jednak mają też swoje wady. Przede wszystkim strzelanie z wiatrówki sprężynowej wymaga od strzelca bardzo powtarzalnego chwytu. Może trudno w to uwierzyć, ale przesunięcie kciuka prawej ręki o parę milimetrów lub palców lewej ręki o parę centymetrów na osadzie pod lufą i już mamy przesunięty punkt trafienia, często nawet o kilka centymetrów przy większych odległościach od celu. Wszystko to za sprawą odrzutu, który w wiatrówkach sprężynowych jest bardzo wyraźny i często uciążliwy.
Z testowanych karabinków największy odrzut zdawać się miała HW 97 K. Piszę o wrażeniach, bowiem trudno jest zmierzyć jakąś realną wartość. Najłagodniej strzał przebiegał w ProSporcie, TX 200 plasuje się gdzieś w połowie stawki. Czy odrzut jest bardzo silny? Trochę go czuć. Ktoś, na co dzień strzelający z wiatrówek sprężynowych o niskiej energii lub wiatrówek PCP, może być nieprzyjemnie zaskoczony. Należy przyłożyć dokładnie wiatrówkę do ramienia, w przeciwnym wypadku może nam nabić siniaka. We wspomnianych konstrukcjach nie da się zupełnie wyeliminować zjawiska odrzutu. A jak wiadomo, jak się nie da zmienić, to trzeba polubić. Z czasem przestaje się to kopnięcie zauważać, a celność strzałów wyraźnie wzrasta.
Jak już wspomniałem, bardzo ważny jest powtarzalny chwyt. I tu ważna uwaga – te karabinki mają jedną szczególną różnicę. Otóż angielskie wiatrówki mają chwyt o wiele bardziej smukły niż HW 97 K. Niemiecki produkt moim zdaniem jest albo w sposób niezamierzony lekko toporny, albo adresowany do dorosłych strzelców o dość dużych dłoniach. Innymi słowy, dla silnych i dużych mężczyzn. Kobiety i młodzież chętniej będą strzelać z TX 200 lub ProSporta, bowiem tam nie ma problemu z objęciem dłońmi chwytu. Dodać należy, że w skrajnych przypadkach niektórzy strzelający narzekali, że mieli problem z dosięgnięciem palcem do spustu w HW 97 K. Uważam to za przesadzone opinie, jednak faktem jest, że ktoś o małych dłoniach nie będzie czuł takiego komfortu podczas strzelania, jak posiadacz łapy piekarza. I vice versa – właściciel rękawiczek w największym rozmiarze będzie czuł pewien dyskomfort podczas strzelania z TX 200.
I to chyba najważniejsze kryterium, jakim należy się posługiwać podczas wyboru tej, czy innej wiatrówki w sklepie. Reszta jest już bardzo względna. Walory artystyczne, w przypadku broni, w zasadzie można pominąć przy założeniu, że wiatrówka ma przede wszystkim strzelać, a nie wyglądać. Angielskie wiatrówki maja doskonałe lufy Lothara Walthera, a niemiecka swoją, Weihraucha, co wcale nie oznacza, że gorszą. Z każdej można bez problemu trafić w cel, jeśli się wie, jak to robić i z każdej strzelanie jest tak samo przyjemne.
Jest jeszcze jedno kryterium – cena. Niewątpliwie najtańsza jest HW 97 K. Potem TX 200, a na końcu ProSport. Do tego za wersje w orzechowej osadzie trzeba jeszcze dopłacić dodatkowo i to wcale nie takie małe pieniądze. Czy warto wydać więcej za właściwie to samo? Nie potrafię odpowiedzieć. Karabinki są tak różne od siebie, a jednocześnie o tak podobnych parametrach i celności, że chyba pozostaje przymierzyć się do każdego z nich i wybrać któryś dla siebie.

Podsumowując
Weihrauch oferuje nam solidną wiatrówkę za rozsądną cenę, będącą typowym owocem niemieckiego wzornictwa przemysłowego – proste w formie i maksymalnie funkcjonalne. Anglicy poszli inną drogą. Ich wiatrówki są nie tylko celne i trwałe, ale jeszcze do tego bardzo eleganckie, a wykończenie jest swoistym pokazem sztuki. Przychodzi mi na myśl porównanie samochodów volkswagena i jaguara. Nawet jeśli volkswagen jest mniej awaryjnym i solidniejszym samochodem, to jednak zwykle jaguar budzi więcej emocji.
Najlepsze w tym wszystkim jest, że którąkolwiek się kupi, wybór będzie słuszny, a karabin powinien sprostać oczekiwaniom nabywcy. Czego wszystkim życzę.
Każda z nich jest trochę inna. Dwie angielskie, jedna niemiecka. Dwie eleganckie, trzecia solidna aż do bólu. Wszystkie trzy są bliskie doskonałości. Strzelając z każdej z nich, można wygrać dowolne zawody strzeleckie w kategorii HFT 2, a bywało, że i FT 2 wygrywali właściciele tych karabinów. Wśród wszystkich wiatrówek sprężynowych w limicie ustawowym 17 J dostępnych na rynku, te cieszą się chyba największym powodzeniem. Najczęściej zadawanym pytaniem jest, którą z nich wybrać. Czy lepsza będzie niemiecka Weihrauch HW 97 K, czy może któryś z angielskich AirArmsów? A jeśli tak, to która? TX 200, czy może ProSport? A najgorsze jest to, że żadna z nich nie jest lepsza od pozostałych. Każda jest inna, ale wszystkie jednakowo dobre.

Przegląd Strzelecki "Arsenał", listopad 2008


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz