niedziela, 4 września 2011

Kanapka według Rohma

Przepis dziecięcy na idealną kanapkę? Wziąć kromkę chleba, posmarować masełkiem, położyć plasterek wędlinki. Koniec? Nie. Wszystko trzeba jeszcze obficie polać ketchupem. Okazuje się, że przepis na wiatrówki wcale nie tak wiele się różni…
Firma Rohm zasłynęła w świecie strzelców pneumatycznych za sprawą doskonałych pistoletów z serii Twinmaster. Lufa Lothara Walthera, doskonałe przyrządy celownicze, całość wykonana z dbałością o najmniejszy szczegół. Doskonałe pistolety tarczowe. Okazuje się jednak, że Rohm to nie tylko pistolety pneumatyczne.

Zrób sobie karabin
Wracając do przepisu na kanapkę. Co zrobić, żeby posiadając doskonały pistolet stać się wytwórcą karabinków pneumatycznych? To proste. Trzeba wziąć pistolet i obudować go tak, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że to, co trzyma w ręku, nie jest karabinem. W przypadku tytułowych karabinków „ketchupem” jest obudowa stylizująca wiatrówkę na broń bojową służb specjalnych.
Pierwszym z serii był Twinmaster Desperado. Karabinek stylizowany na broń snajperską opisywaliśmy w Arsenale numer 3/24 2006 Broń zasilana CO2, ośmiostrzałowa, wyposażona w dwójnóg i lunetę spotkała się ze sporym zainteresowaniem klientów. Producent poszedł więc za ciosem i wypuścił na rynek kilka nowych modeli korzystając ze sprawdzonego przepisu. Pierwszym z nich jest Twinmaster Shooter 88. Od Desperado różni go zasadniczo brak dwójnogu w zestawie (choć można założyć opcjonalnie) oraz sposób zasilania, w tym wypadku 88-gramowym nabojem CO2. O ile w Desperado nabój chował się w komorze po prawej stronie broni, o tyle w Shooterze 88 nabój CO2 wkręcany jest pod lufą w przednią część łoża. Stąd już tylko krok do kolejnego modelu, którym jest Shooter 200.
Karabin PCP, z wykręcanym kartuszem (takim samym, jak w przypadku pistoletów Twinmaster), oprócz sposobu zasilania, niczym się nie różni od Shootera 88. Na zamku znajduje się szyna 11 mm, na którą można założyć dowolny celownik optyczny lub diopter. Pod kartuszem znajduje się plastikowe łoże, do którego można przymocować taki sam dwójnóg jak do Desperado. Regulowana długość kolby i wysokość baki umożliwia dopasowanie broni do każdego strzelca, niezależnie od jego wzrostu i przyzwyczajeń.
Długa lufa prosto z zakładów Lothara Walthera wskazywałaby na to, że mamy do czynienia z celną wiatrówką. I rzeczywiście. Podczas strzelania na odległość 25 metrów wszystkie przestrzeliny leżały w obrębie 10. Biorąc pod uwagę mierne umiejętności strzelca piszącego niniejszą recenzję, to doskonały wynik skupienia, przynajmniej w mojej ocenie. Możliwość naciągnięcia kurka przed każdym strzałem powoduje, że spust staje się bardzo miękki.
Po lewej stronie znajduje się trzyfunkcyjny suwak. W zależności od położenia blokuje broń, odbezpiecza lub zwalnia magazynek. Karabin jest ośmiostrzałowy. Typowy dla PSP brak odrzutu sprawia, że nawet szybko strzelając, łatwo jest utrzymać trafienia w obrębie czarnego pola. Jeśli jeszcze założy się dwójnóg, na 25 metrów można bawić się w wycinanie jednej dziury w tarczy.
Jednak nie ma róży bez kolców. Karabinek jest słaby, tylko 7,5 J sprawia, że strzelanie na większe odległości przestaje być przyjemne. Tak małą prędkość wylotową zapewne da się wytłumaczyć małym kartuszem na sprężone powietrze. Przy 7,5 J starcza na około 100 strzałów, gdyby zwiększyć moc do 16 J – tych strzałów byłoby ledwie kilkanaście. Shooter 200 raczej nie znajdzie zastosowania w tak modnych ostatnio konkurencjach FT i HFT. Nawet dwójnóg, którego używanie na zawodach jest przecież niedozwolone, nie uratowałby strzelca, który ze słabej wiatrówki musiałby trafić w cel postawiony na 50. metrze. Nie ma szans. Kto zatem powinien pomyśleć o zakupie Shootera 200? Każdy, kto lubi trafiać, a nie ma warunków do strzelań długodystansowych. Czy to na działce, czy małej leśnej polance, ten karabinek dostarczy wiele radości.

Biegnij, strzelaj!
Kolejnym modelem, jaki ostatnio pojawił się za sprawą firmy Rohm, jest Trainer Combat Rifle. Tu mamy już wysokomarkowy, czerwony i pachnący ketchup, który doskonale maskuje resztę kanapki, czyli fakt, że wciąż mamy do czynienia z pistoletem. Obudowa pistoletu powoduje, że niewprawny obserwator może z przerażeniem uciec na nasz widok myśląc, że mamy w ręku karabinek szturmowy.
Krótka lufa, regulowana w długości kolba (6 pozycji), celownik mocowany na szynie Weavera, stylizowany na karabin AR 15, krótka lufa. Szczerze mówiąc, atrapa lufy, ta prawdziwa kończy się dokładnie tam, gdzie zamek. Pod zamkiem znajduje się rączka, łatwa w demontażu. Cały karabinek można łatwo złożyć w kilkadziesiąt sekund. Czasami sam to robi, bez naszego udziału. Plastikowy element zasłaniający kurek jest nie do końca przemyślany. Potrafi zsunąć się w trawę nie wiadomo kiedy. Podczas testów coś takiego mi się przydarzyło, znalazłem go później w trawie właściwie przypadkiem. Z drugiej strony nie można go przykleić, czasem warto mieć dostęp do kurka.
Co jeszcze mi się nie spodobało? Absolutnym nieporozumieniem jest muszka. Kawałek grubej blachy, który całkowicie przysłania cel. Kto to wymyślił? Sposób otwierania komory na nabój CO2 jest nawet całkiem sprytny. Tylko do tej ruchomej części jest przymocowana rączką. Element ma lekki luz, a trzymając za rączkę podczas strzelania wyczuwamy ten luz w dwójnasób. Atrapa lufy ma dwie postaci. Jedną wersją jest prosta rurka długości ok. 15 cm i średnicy ok. 2 cm. Alternatywą jest wersja „tłumik”. Nie sądzę, żeby cokolwiek tłumił, ale jego wygląd jest już bardziej poważny – podobnej długości, jest szerszy niemal dwukrotnie, a na całej długości ma powycinane otwory.
Jeśli jednak komuś się nie spodobała ani krótka lufa, ani muszka przesłaniająca cel, ma do wyboru jeszcze dwie wersje tego karabinka. A dokładniej – dwie inne lufy, niemal żywcem wzięte z kroniki filmowej, gdzie amerykańscy żołnierze patrolują ulice uzbrojeni w AR 15. Nasza zabawka, niezależnie od tego, czy dołożymy krótszą czy dłuższą wersję lufy, bardzo ją przypomina. Twinmaster dzięki nim nabiera bardzo ciekawego wyglądu, a oryginalna muszka traci na znaczeniu, gdyż jej rolę przejmuje druga, na końcu „lufy”. Wielka szkoda, że te „lufy” to atrapy.
Trainer Combat Rifle, podobnie jak pozostałe karabinki Rohma, ma tylko około 7,5 J mocy. To niewiele. Ponadto prawdziwa lufa ma ledwie kilkanaście centymetrów długości. Jak na pistolet to dużo, ale karabinek mógłby mieć więcej. Kiedy w „Czterech Pancernych i Psie” Rudemu skrócono lufę, Gustlik po kilku próbnych strzałach stwierdził, że „rozrzut większy, ale leży w kupie”. Tak jest też w tym przypadku – Shooter 200 jest celniejszy, ale też chyba do czego innego stworzony.
Trainer Combat Rifle, jak nazwa wskazuje, to karabinek bojowy. Może raczej atrapa karabinka bojowego. Dla wszystkich tych, którzy chcą pobiegać po lesie, wykorzystując zasłonę ostrzelać cel. Jednym słowem – karabinek w pełni rekreacyjny. Nie do zawodów FT, w HFT raczej się nie sprawdzi. Do takich zastosowań jest inny sprzęt. Zresztą, ilu jest w Polsce strzelców FT? Większość z użytkowników wiatrówek podczas strzelania bawi się. Wiatrówka ma im zapewnić radość ze strzelania i trafiania. I myślę, że oba nowe karabinki Rohma mogą użytkownikom dostarczyć wiele radości.

Własny przepis
Ciekawe w karabinkach Rohma jest to, że wszystkie modele są ze sobą w jakiś sposób kompatybilne. Przy odrobinie zacięcia, da się do Shootera przełożyć celownik z Combat Rifle. Albo dwójnóg z Desperado. Tym samym można stworzyć swój własny karabin przy wykorzystaniu różnych części. Choć niestety nie da się w prosty sposób przerobić wiatrówki PCP na zasilaną CO2 lub odwrotnie. Ale już zmienić kolbę lub lufę można bez problemu. Wielka szkoda tylko, że Rohm za wszystkie elementy każe sobie tyle płacić…

Przegląd Strzelecki „Arsenał”, kwiecień 2007

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz