niedziela, 4 września 2011

Sekrety rodzinne


O pistolecie Umarex Walther CP 88 w światku strzelców wiatrówkowych krążą opowieści, jaki to jest solidny, jaki celny, jaki ładny. Dla wielu jest wzorcem w swojej klasie. Miałem możliwość sprawdzić, ile w tym prawdy.
Pistolet CP 88 cieszy się opinią wiatrówki niezwykle celnej i dobrze leżącej w dłoni. Ponadto jest wiatrówką występującą w wielu wersjach. Od prostego czarnego pistoletu, przez wersje niklowane, do rozbudowanych zestawów z tłumikiem i kolimatorem. Każdy znajdzie coś dla siebie, w zależności od potrzeb i zasobności portfela.

Album rodzinny
Wersji jest wiele. Każda tak kusząca, żeby wziąć do ręki, żeby mieć, że skompletowanie wszystkich byłoby sporym wyzwaniem dla finansów kolekcjonera. Spróbujmy je pokrótce przedstawić.
CP 88 – wersja zwykła. Czarny pistolet z czarnymi plastikowymi okładkami chwytu. Najczęściej chyba występujący na rynku, zapewne z powodu najniższej ceny. Każda następna wersja jest od niego droższa. Czerń jest efektem polakierowania broni. Rozwiązanie takie ma swoją wadę – na broni doskonale widać odciski palców, które ciężko wytrzeć dla przywrócenia pełnego blasku pistoletu. Lakier ten ma też tę wadę, że po pewnym czasie użytkowania wyciera się, przez co tu i ówdzie prześwituje spod niego srebrny metal. Nadaje mu to pewnej patyny i złudzenia ostrej bojowej broni, która w niejednej akcji już brała udział, ale dla pedantów, którzy chcieliby żeby pistolet zawsze wyglądał jak nowy, lakier ten będzie utrapieniem.
CP 88 nikiel. Od swojego brata różni się kolorem szkieletu i zamka, które są niklowane. Srebrna broń jest niezwykle elegancka, a dodatkowo rozwiązanie to jest niemal wolne od wady ścierającego się czarnego lakieru. Ale nie do końca, bowiem takie elementy jak bezpiecznik, przycisk do zdejmowania okładki chwytu czy dźwignia otwierania zamka są dokładnie takie jak w wersji podstawowej, czyli metalowe, lakierowane na srebrno. I lakier ten ściera się.
Zarówno wersja czarna, jak i niklowana mogą mieć dodatkowo kompensator. To rozwiązanie jest szczególnie polecane miłośnikom strzelectwa tarczowego, bowiem wersja z kompensatorem ma lufę dłuższą o dwa cale, a co za tym idzie, celny pistolet staje się jeszcze celniejszy.
Ponadto każda wersja, zarówno czarna jak i niklowana, może mieć drewniane odkładki, które – moim zdaniem – szczególnie w srebrnej wersji wyglądają bardzo elegancko. Okładki występują też w katalogu jako elementy dodatkowe, które można zamówić osobno. Jeśli więc ktoś kupił kilka lat temu podstawową wersję CP 88, która mu się po jakimś czasie znudziła lub też plastikowe czarne okładki zniszczyły się podczas użytkowania, zawsze może „stuningować” swoją broń, tchnąć w nią „nowe życie”.
W ten sposób już mamy sześć różnych wariantów tej samej broni. Ale to wcale nie koniec. Lista dodatków jest jeszcze dłuższa. Kolejnym możliwym wyborem jest CP 88 Trophy, czyli wersja czarna lub niklowana, z kompesatorem i kolimatorem. To rodzaj celownika, w którym na przezroczystym wyświetlaczu widzimy czerwoną kropkę pokazującą spodziewany punkt trafienia. Kropka ta może być regulowana, zarówno jej położenie w pionie i poziomie (regulacja celownika), jak i stopień jasności i wielkość. Celne strzelanie z takim celownikiem jest o wiele łatwiejsze. Dodatkowo kolimator instalowany na specjalnej szynie nadaje wiatrówce szczególny charakter i nowoczesny wygląd.
Ostatnią propozycją jest pistolet przeznaczony dla zwolenników celnego i jednocześnie cichego strzelania. Jest to wersja CP 88 Tactical z tłumikiem i kolimatorem, opisywana w ARSENALE 9/30 2006. Plastikowy nakręcany na lufę tłumik nie przekonuje może swoim wyglądem, ale w praktyce strzały są zauważalnie cichsze niż z wersji bez tłumika, a przecież o to właśnie w tłumikach chodzi.
Skoro już pokrótce przedstawiłem liczne wersje i wariacje CP 88, nadszedł czas na test wiatrówki jako urządzenia do miotania śrutu. Do testów trafiła podstawowa wersja pistoletu – czarna, beż żadnych dodatków.

Pierwsze wrażenie
Pistolet sprzedawany jest w plastikowym pudełku w okropnym, niebieskim kolorze. Ale poza tym kolorem nie można się za bardzo do niego przyczepiać, jest solidne. W środku wyściełane gąbką z wycięciem na pistolet, dzięki czemu nie ma prawa nic mu się stać podczas transportu. Mieści się też pudełko na śrut, na zapasowe naboje CO2, klucz imbusowy do regulacji szczerbinki, a jak ktoś się uprze – to i na małe opakowanie smaru lub szmatkę. A ta ostatnia przydaje się, niestety.
Sam pistolet leżał sobie w pudełku spokojnie i swoją błyszczącą powłoką kusił, żeby wziąć go do ręki. Nie jest to oksyda, którą się przetrze, naoliwi i broń będzie jak nowa. Bardzo trudno jest to utrzymać w czystości, w pełnym blasku.
Inną rzeczą, która budzi moje wątpliwości jest sposób wkładania naboju CO2. Plastikowa nakładka trzyma się na sprężystej blaszce, rozwiązanie takie nie zabezpiecza jej przed możliwością przesuwania się, kiedy mocno ściśnie się w ręku pistolet. Tu bardziej podoba mi się rozwiązanie z innego modelu Umarexa – Walthera CP 99, gdzie nabój CO2 wkłada się w tradycyjnie wyjmowany „magazynek”.
Poza tym trzeba przyznać, że Walther CP 88 sprawia solidne wrażenie, biorąc go do ręki mamy złudzenie trzymania prawdziwej broni, zaś metalowa konstrukcja swoje waży. Opinie użytkowników znalazły potwierdzenie – to wiatrówka, która może się podobać.

Radosna zabawa
Ale broń musi nie tylko „wyglądać”, jest przeznaczona do strzelania. Nadszedł czas na testy. Po zdjęciu nakładki na rękojeści wsadzam nabój CO2, dokręcam śrubę dociskową, zatrzaskuję napinacz od spodu i pistolet „dostaje mocy”. Teraz pozostaje już tylko odsunąć do przodu zamek i wsadzić „rewolwerowy” magazynek, załadowany ośmioma śrutami typu Diabolo.
Po wycelowaniu do tarczy naciskam spust i pada strzał. Przy kilku pierwszych strzałach z lufy wydobywa się oprócz śrutu również całkiem spora chmurka rozprężonego gazu, później jest już niewidoczna. W niczym to oczywiście nie przeszkadza przy strzelaniu. Pistolet jest bardzo celny. Przy strzelaniu na 5 metrów praktycznie wycina się śrutem jedną dużą dziurkę w miejscu dziesiątki na tarczy. Na 10 metrów i dalej jest już gorzej, ale można się zastanawiać, czy to kwestia pistoletu, śrutu, spadającego ciśnienia naboju CO2, czy wreszcie umiejętności strzeleckich. Ale i tak wszystkie przestrzeliny układają się blisko środka tarczy. W tym miejscu należałoby jednak zaznaczyć, że pistolety na CO2 nie są wiatrówkami tarczowymi. Mają służyć szeroko pojętej rekreacji i CP 88 nie jest w tym miejscu wyjątkiem. Zamiast do tarczy kolejne strzały oddaję więc do najbardziej typowego na działce celu – puszki po napoju.
Na 15 metrów nie ma ona żadnych szans. Trafiana jest za każdym razem, śrut przebija ją na wylot, gnie, łamie. Po kilku minutach zabawy zmieniam nabój CO2 i zmieniam puszkę, tym razem na wypełnioną wodą. W taki cel, wiszący sobie spokojnie na drzewie, strzelam z 20 metrów. Bach – kolejne dwie dziury: wlotowa i dużo większa wylotowa. Szkoda tylko, że blisko dna, zaraz cała woda wypłynie…

Wrażenia ze strzelania
Spust chodzi lekko zarówno w trybie SA, jak i DA. O wiele przyjemniej i łatwiej do przewidzenia niż w testowanym przeze mnie wcześniej Waltherze CP 99. Bezpiecznik jest intuicyjny w obsłudze, choć w jego przypadku pojawia się mały zgrzyt. Otóż kiedy odciągnie się kurek, zabezpieczy pistolet i naciśnie spust, kurek uderzając w zbijak zaworu wyzwala odrobinę gazu. Za mało, żeby śrut wyleciał, ale wystarczająco, żeby wysunął się odrobinę z magazynka. I zacięcie gotowe, trzeba wyjąć magazynek, poprawić śrut i dopiero można dalej strzelać. Być może problem ten dotyczy tylko testowanego egzemplarza, nie dzieje się tak za każdym razem, ale budzi to pewien niepokój.
Pistolet jest celny. Gwintowana lufa, prędkość wylotowa (mierzona chronografem Shooting Chrony mod. Betamaster) na poziomie 90–110 metrów na sekundę i solidne wykonanie sprawiają, że zarówno strzelanie do tarczy, jak i do puszek daje wiele radości i satysfakcji z osiąganych wyników. Jak komuś mało, może pokusić się o nabycie egzemplarza z przedłużoną lufą. Prędkość wylotowa jest bardzo stabilna przez około 30–40 strzałów od momentu wsadzenia świeżego naboju CO2. Później spada, ale powoli, niemal niezauważalnie, można więc spokojnie strzelać dalej. W pomieszczeniu zamkniętym (garaż, duża piwnica) i na małe odległości można z jednego naboju oddać nawet 90 strzałów i wszystkie trafiają do tarczy, choć ostatnie lekko poniżej czarnego pola. W terenie otwartym lepiej zmieniać nabój CO2 po 60 strzałach, gdyż w przeciwnym wypadku śrut nie ma już wystarczającej mocy i zaczyna poddawać się nawet minimalnym podmuchom wiatru.

Komu i po co?
Ostatnimi czasy rozwija się w Polsce dyscyplina zwana z angielska PPP (Practical Pellet Pistol). Bieganie po odpowiednio przygotowanym torze i strzelanie do rozstawionych tarcz to prawdziwe wyzwanie zarówno dla strzelców, jak i ich broni. Tu, oprócz kondycji i pewnej ręki liczy się opanowanie i celny pistolet. Walther CP 88 sprawdzi się w tej dyscyplinie, ale w ograniczonym zakresie. Problemem będzie stosunkowo mała pojemność magazynka, osiem śrutów wystarcza na ostrzelanie tylko kilku celów, później trzeba zmienić magazynek. W przypadku, kiedy na torze należy oddać trzydzieści strzałów lub więcej, gdy liczy się każda sekunda, zawodnik może stracić zbyt dużo czasu na ciągłe przeładowywanie broni. Co nie znaczy, że zawodnik z takim pistoletem pozbawiony jest wszelkich szans. Historia zna już przypadki, gdzie Walther CP 88 wraz ze swoim właścicielem stanowili rewelację zawodów.
Zdecydowanie, jak już wspomniałem, nie jest to pistolet tarczowy. Jeśli komuś zależy na niewiarygodnej celności, jeśli uwielbia celować, długo celować, to raczej źle trafił. Walther CP 88 gwarantuje przyjemność z szybkiego, dynamicznego strzelania. To wiatrówka stworzona do rekreacji. Jeśli ktoś chce się zrelaksować na działce strzelaniem do puszek – to pistolet właśnie dla niego. Innym nie polecam.

Wnętrze bez tajemnic
 
Nie ma broni niezawodnej. Każda prędzej czy później zaczyna szwankować. Aby przedłużyć jej życie należy o broń dbać. To trywialne stwierdzenie sprawdza się również w przypadku wiatrówek. Na czym polegać ma nasza troska o broń? Po każdym strzelaniu trzeba przetrzeć, wyczyścić, w razie potrzeby wysuszyć. Nigdy nie wkładać brudnego i mokrego pistoletu do pudełka, bo awaria gotowa. Prędzej czy później jednak przyjdzie czas, kiedy broń trzeba w środku oczyścić i przesmarować.
I tu zaczynają się schody, bowiem nie ma w instrukcji żadnych schematów technicznych, nie bardzo nawet wiadomo, jak się zabrać za rozłożenie pistoletu. Najprostszą metodą jest oczywiście wykręcenie wszystkich widocznych śrubek i rzucenie pistoletu na podłogę z pewnej wysokości. Z pewnością efektem będzie sterta części, ale takie rozwiązanie nie gwarantuje, że znajdziemy później wszystkie ważne elementy. Dlatego polecam inną – bardziej czasochłonną, ale skuteczną.
Pistolet po rozkręceniu i ponownym skręceniu nie tylko działa, ale jego świeżo naoliwione mechanizmy działają jeszcze lepiej. Można takie rzeczy zlecać autoryzowanym serwisom broni, ale można też zrobić samemu. Przepis jest prosty…
Na wstępie, oczywiście, wyjmujemy z pistoletu nabój CO2 i magazynek.
Pierwszy krok jest bardzo prosty. Odkręcamy śrubę znajdującą się pod lufą i zdejmujemy zamek wraz z lufą przez wyciągnięcie go do przodu. Kolejną czynnością jest zdjęcie bezpiecznika z tyłu zamka. W tym celu należy odkręcić śrubę z prawej części bezpiecznika i zdjąć prawe skrzydełko bezpiecznika. Żeby zdjąć lewe, trzeba bardzo ostrożnie postępować, bo jest w nim umieszczona malutka kuleczka i sprężyna. Kulka ta ma tendencje do wypadania w najmniej spodziewanym kierunku, a jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania pistoletu, więc nie warto jej gubić. Żeby wysunąć lewe skrzydełko bezpiecznika, należy odciągnąć kurek do tyłu i bardzo delikatnie wyjmować pożądany element, najlepiej zakrywając go od góry otwartą dłonią.
Kiedy już nie mamy w pistolecie lufy i bezpiecznika i jak dotąd udało się nie zgubić żadnych elementów składowych, można przystąpić do rozkręcenia szkieletu, który trzymają trzy śruby. Jedna widoczna jest po prawej stronie nad spustem, dwie są po lewej, pod okładką chwytu. Amatorom rozkręcenia pistoletu na najdrobniejsze elementy polecam przed rozłożeniem szkieletu zdjęcie muszki. Dla tych, którzy chcą pistolet jedynie wyczyścić w środku dobrą informacją będzie fakt, że zdjęcie muszki nie jest konieczne.
W środku jest kilka sprężynek, istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że po rozłożeniu szkieletu wypadnie nam z niego to i owo. U mnie w każdym razie tak się stało, ale budowa jest bardzo logiczna i spójna, a późniejsze składanie pistoletu jest niemal intuicyjne. Teraz ważne jest, żeby każdy element dokładnie wyczyścić, przetrzeć i nasmarować. Robota brudna, lepiej nie robić tego na stole kuchennym, kiedy żona właśnie przygotowuje obiad, ale nasze poczynania uskrzydla myśl, że pistolet po tej operacji będzie działał jak nowy. A może jeszcze lepiej…
Składanie zaczynamy od dźwigni po prawej stronie zamka i wsadzenia sprężynki (fot. 1). Następnie składamy zawór i umieszczamy w korpusie pistoletu (fot. 2 i 3). Nakładamy sprężynkę na język spustu i gotowy element zakładamy na bolec wystający z prawej części szkieletu (fot. 4 i 5), po czym montujemy pozostałe elementy urządzenia spustowego (fot. 6). W ramach relaksu wsadzamy na miejsce grubą sprężynę i elementy docisku naboju CO2 w rękojeści broni (fot. 7). Teraz najgorsze, czyli składanie kurka i wszystkiego, co się obok niego znajduje. Zaczynamy od srebrnej zapadki i jej sprężynki (fot. 8), na to zakładamy kurek, odciągając go do tyłu tak, żeby wspomniana zapadka „wpadła” na elemencie kurka we właściwą pozycję. Na koniec trzeba już tylko założyć sprężynę na kurek (fot. 9).
Kolejnym krokiem będzie montaż elementu do zwalniania zamka. Sama instalacja tych elementów na prawej części zamka jest prosta (fot. 10). Problemy zaczną się dopiero później, przy składaniu obu części szkieletu, ale o tym potem. Przed złożeniem trzeba jeszcze tylko wsadzić część, która w pistolecie służy do podważania okładki przy zmianie naboju CO2. Już niemal zupełnie na koniec musimy nałożyć małą sprężynkę na srebrny element, dzięki któremu z pistoletu nie można strzelać przy „otwartym zamku” (fot. 11). Dobrze jest ją „przykleić” za pomocą jakiegoś smaru, żeby trzymała się podczas montowania pistoletu.
Następnie składamy połówki szkieletu. Jak już wspomniałem, drobny problem będzie przy mechanizmie blokady zamka, trzeba ją delikatnie podważyć podczas montowania, aby wszystko weszło na swoje miejsce.
Dalej jest z górki. Wsuwamy zamek z lufą, przykręcamy śrubę. Odciągamy do tyłu kurek, wsuwamy bezpiecznik, pamiętając oczywiście o kulce, z prawej strony przykręcamy drugie skrzydełko bezpiecznika. Pistolet jest niemal gotowy do strzału. Jeśli wydaje się nam, że wszystkie mechanizmy działają tak jak powinny, wsadzamy nabój CO2, ładujemy śrut do magazynka i zabawa zaczyna się od nowa, a przesmarowany i oczyszczony pistolet powinien dawać nam jeszcze więcej radości.

Przegląd Strzelecki „Arsenał”, październik 2006

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz