Wiatrówka. Wydawało by się, że to proste urządzenie. Kawałek drewna, choć ostatnio coraz częściej plastiku, a w nim umieszczony kawałek metalu. Lufa, system i osada – czegóż chcieć więcej?
Okazuje się jednak, że sprawa nie jest taka prosta. Nawet wiatrówka sprężynowa może kosztować od stu złotych do kilku tysięcy. Karabinki PCP to już zupełnie inna bajka, w której kluczową postacią będzie piękny i bogaty książę. No dobrze – nie musi być piękny, ale pełny trzos z pewnością się przyda.
Ale karabin to dopiero początek wydatków. Przydałaby się luneta. Montaż. I już można strzelać? A skąd, potrzebny jest jeszcze pas, a jak pas to jakieś bączki. Wystarczy? W życiu! Przecież bez tłumika, separatora lub innego ustrojstwa na lufie karabin nie będzie celnie strzelał, prawda?
Nie prawda. Jednak czego się nie zrobi, by nasza wiatrówka była najładniejsza, najwspanialsza, najcelniejsza. A to, że część akcesoriów kosztuje tyle, co niejedna wiatrówka to przecież już zupełnie nie jest istotne. Koło boczne do lunety? Proszę bardzo, od dwustu złotych do kilkuset funtów. Separator? Od pięćdziesięciu złotych za używany, kupiony od kolegi na forum dyskusyjnym do kilkuset dolarów za nowy ściągany z Ameryki. A może zmienić osadę, samemu wyciąć z kawałka drewna lub zlecić komuś kto się na tym lepiej zna od nas? Żaden problem. No nie, jest problem – taki zabieg też kosztuje, czasem całkiem słono.
Czy te dodatkowe wydatki są konieczne? Tak, jak najbardziej. Bez tego ucierpi nasze ego. Może minimalnie spadnie celność. Czyli kupować trzeba. Uśmiech posiadacza karabinka innego niż wszystkie jest bezcenny, za wszystko inne zapłacisz kartą…
Można się tłumaczyć z zakupów na dziesiątki sposobów. Ale po co? „Hobby” jest słowem tłumaczącym wszystkie poświęcenia czy szaleństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz